czwartek, 15 września 2011

Dzien piaty

Społeczeństwo kirgiskie wydaje się idealnym przykładem procesu przejścia od wartości tradycyjnych do materialistycznych. Wciąż niesamowicie ważna jest dla nich rodzina. 27latek, który nie ma żony uważa, że jest nieudacznikiem, bo jeszcze nie przedłużył linii rodu. Każdy tutaj zna swoje pochodzenie, dokładną historię klanu i orientuje się w tej skomplikowanej sieci pokrewieństwa i powinowactwa. Również pochodzenie etniczne ma ogromne znaczenie. Być może w sobotę moja rodzina zabierze mnie na wesele, dziewczyna jest Ujgurską a chłopak Tatarem. Podobno to dosyć wybuchowa mieszanka, należy spodziewać się atrakcji, a nawet burd.

Większość małych i średnich firm to prawdziwe rodzinne mafie. W całym, dosyć sporym działem administracyjnym dziale mojej szkoły nie pracuje nikt, kto nie byłby w jakimś stopniu spokrewniony z szefem. Jeśli mam być szczera, to w sumie nie wiem po co ich tam tylu siedzi, przez większość czasu siedzą znudzeni na jakimś ruskim odpowiedniku fejsa albo oglądają filmy. No ale przecież nie można odmówić bratu męża kuzynki. Tak więc pomagają sobie, nie zważając w ogóle na to, że odbija się to na wydajności firmy. Z drugiej strony nie przestają mówić o pieniądzach. Ciągle słyszę pytania o zarobki w Polsce, o to ile samochodów mamy w rodzinie (czerwona skoda nie wzbudza uznania), o to ile zapłaciłam za mój telefon, jakiej marki jest mój zegarek i czy ta torba na pewno zrobiona jest z prawdziwej skóry. Narzekają na zarobki, ale z dumą dodają, że można wiele zarobić na lewo, chociaż jednocześnie sporo trzeba stracić na łapówki dla policjantów. Mój szef oczywiście chwali się, że zna „ewry polismen in dis siti” i że w ogóle jest „king of Biszkek” J Udzielił mi też złotej rady co do jazdy marszrutką. Kiedy chcę wysiąść mam krzyczeć „ostanowicie pażałsta, ja znaju Marata American Curses, boss boss”. Spróbuję kiedyś. Na razie ten boss się rzucił i wczoraj zafundował nam przejażdżkę taksówką, siedzieliśmy w pięć osób na tylnym siedzeniu i pruliśmy przez miasto. Da się? Da się!

Spieszyliśmy się tak bardzo, żeby zdążyć na kolację u jakichś krewnych. Mnie osobiście po 13 godzinach spędzonych poza domem chciało się tylko spać, ewentualnie położyć się i czekać na śmierć. Kirgizi to jednak naród pracoholików, siedzą w tej robocie od rana do wieczora a potem jeszcze imprezują i jedzą na noc. Tak czy inaczej, załapałam się na tradycyjny posiłek. Było przeuroczo, całe zmęczenie przeszło mi od razu. Pierwszy raz w życiu jadłam w ten sposób. Siedzieliśmy na podłodze, a wszystkie potrawy rozłożone były na tych specjalnych ultramiękkich dywanach. I tak, przełamałam mój strach przed zarazkami i jem rękoma, a jeśli czegoś się nie da to sztućcami, ale ze wspólnego talerza.. Jedzenie było przepyszne, tym razem bez końskiego mięsa (podobno drogie, więc na szczęście kupują tylko na specjalne okazje). Bardzo smakował mi plaw - potrawa z ryżu, warzyw i mięsa. Poza tym pierwszy raz jadłam monte. Od dzisiaj ta nazwa nie będzie mi się kojarzyć z deserem w plastikowym kubeczku, ale z wielkim pierogiem nadzianym mięsem, cebulą i kukurydzą. Pycha. Podczas kolacji skupiłam się głównie na spożywaniu, czasem tylko mówiłam coś moim łamanym ruskim. Rodzina pogrążyła się w rozmowie (z zadziwiającą łatwością potrafią przerzucać się z kirgiskiego na rosyjski, czasem mieszają te języki w jednym zdaniu, przez co nie rozumiem absolutnie nic) i wydawało się, że zapomnieli o mnie. Co jakiś czas jednak ktoś zwracał się do mnie z tradycyjnym „kuszaj kuszaj”, albo nalewał mi kolejny (w sumie było ich 8) kubek herbaty. Odkryłam właśnie moje największe obawy związaną z pobytem w tym kraju – zamienię się w pracoholika albo się roztyję. Najpewniej jedno i drugie.

1 komentarz:

  1. Heheh, już po prostu widzę twoją minę, jak w tej taksówce Ci ludzie Cię dotykają i się pchają, hehe:P No stary, chyba zrobisz olbrzymie postępy jeżeli chodzi o redukcję sfery prywatnej:P

    OdpowiedzUsuń