niedziela, 18 września 2011

Dzien siodmy

Jestem tutaj w nieustannym szoku kulturowym. Ciagle sie dziwie i czesto zenuje. Niestety, ja chyba tez czesto ich dziwie i pewnie tez bezwiednie zenuje. Najczesciej nie rozumiemy sie, kiedy rozmawiamy o rodzinie, planach, celach. Oczywiscie wiem, ze dla nich malzenstwo i rodzina to cos bardzo waznego, to mnie nie dziwi. Zszokowalo mnie natomiast, ze tutaj wciaz aranzuje sie malzenstwa. Mlodzi ludzie sie nie sprzeciwiaja, bo przeciez wiadomo, ze rodzice kochaja swoje dzieci, wiec nie wybraliby dla nich zle. Zawieraja wiec te malzenstwa w bardzo mlodym wieku, a potem po pieciu latach sie rozwodza. Poza tym o dziwo wciaz tutaj praktykuje sie porywanie kobiet, z ktorymi mlodzi mezczyzni chca sie ozenic. Taka "wybrana" kobieta nie ma wlasciwie wyboru, kilka dni i juz po slubie, nawet jesli wczesniej w ogole nie znala swojego "meza". Podobno nie zdarza sie to czesto, ale jeden z moich uczniow mowil, ze jego siostra zostala porwana, potem sie rozwiodla i znowu zostala porwana przez innego mezczyzne. Masakra. Tutaj jednak nikomu nie przychodzi nawet do glowy, ze kobieta moglaby odmowic albo zaprotestowac. Bylaby skonczona, bo tutaj tradycja jest swieta. Mnie to szokuje. Ich za to szokuje, kiedy mowie, ze w Europie niektorzy ludzie nie zenia sie nawet jesli maja dzieci. Wyrwalo mi sie to raz i spotkalo sie z globalnym zniesmaczeniem i komentarzami w stylu "Europe must be a very sad place because people don't love each other". Tutaj kiedy kobieta pracuje, mowia ze maz jej nie kocha, bo nie zapewnia jej bytu. Dziwnie sie z tym troche czuje.
Dzis w pracy zrobilam cos bardzo, bardzo zlego i nie wiedzialam, jak mam to odkrecic. W grupie mialam 4 nastolatki (16-17 lat) i mialysmy bardzo luzna rozmowe o rodzinie i o zyciu w ogole. Jedna z nich powiedziala cos w stylu "I want to make love". Ja zasmialam sie i zwrocilam jej uwage, ze powinna powiedziec raczej "fall in love", bo "to make love" znaczy w zasadzie "to have sex". Wtedy stalo sie cos dziwnego. Wszystkie zakryly twarze i przestaly sie odzywac. Nigdy nie widzialam jeszcze takiej grupowej zeny. Zaraz potem zaczely pytac jak moglam uzyc TEGO slowa, mowily ze to sie nie godzi i w ogole co ze mnie za nauczyciel. Ja, jako ze oczywiscie w takich sytuacjach bywam spolecznie nieporadna zapytalam zglupia "what word? sex?". I znowu sie zazenowaly, az musialam wczesniej skonczyc zajecia. Nie ogarniam. Moze wniosa na mnie skarge i bede miec mniej godzin? :)
Z moim ruskim coraz lepiej, ostatnio sama wracalam marszrutka i udalo mi sie przekonac pana kierowce, zeby sie zatrzymal na moim przystanku. Sukces!

3 komentarze:

  1. Kasiaaaaa, a co jak cie porwa w calach matrymonialnych?

    OdpowiedzUsuń
  2. no własnie!? Rumunia to jednak był cywilizowany kraj haha :D

    OdpowiedzUsuń
  3. hhehe, musisz znaleźć jakiś sposób na obejście słowa, tak jak z Voldemortem w Garrym Poterze: You-Know-Who,He Who Must Not Be Named, proponuję: You-Know-What

    OdpowiedzUsuń