Czasami moi uczniowie są naprawdę wspaniali, kochani i skłonni do współpracy. Czasami jednak mam ochotę zabijać. Unicestwić ich wszystkich. Mam jedną grupę, która w ogóle mnie nie słucha, nic do nich nie dociera. Filmów oglądać nie chcą, gry ich nudzą, prac domowych nigdy nie robią, a w ogóle to przecież powinniśmy na zajęciach rozmawiać po rosyjsku albo najlepiej po kirgisku. Chyba muszę jednak moje plany na przyszłość zrewidować. Czy ja naprawdę chcę pracować z nastolatkami? Hormony szaleją, romanse, alkohol, bunty, depresje, myśli samobójcze, brak dyscypliny, no dramat normalnie. Jak z nimi za długo przebywam to też mi się nastrój pogarsza szczerze mówiąc i też mi się wydaje, że wszystko jest bez sensu. Na szczęście wieczorami uczę grupę składającą się z prawie samych żołnierzy, co mi niesamowicie poprawia humor bo chłopcy mimo że po angielsku prawie nic nie mówią i mało co rozumieją, to bardzo są weseli i radośni. Równowaga musi być. Ciężko jednak zachować pogodę ducha, zwłaszcza odkąd tak niespodziewanie zaczęła się zima. Jeszcze dwa dni temu było naprawdę bardzo ciepło, a dzisiaj pada śnieg i jest naprawdę nieprzyjemnie. Doszłam do wniosku, że Biszkek jest brzydki. Nie jest jednak w swej brzydocie fascynujący, tak jak na przykład mój ukochany Bukareszt. Jest po prostu brzydki i tyle. Żadnej tajemnicy, żadnej fascynacji, nic. Szare miasto pełne bardzo długich ulic na których w kółko widać to samo – gazprom, narodnyi (całodobowy sklep w rodzaju Alberta), chińska knajpa, neonowe drzewa, kasyno, begemot („kirgizki macdonalds”). Nic się nie zmienia. Teraz zimą brzydota Biszkeku ujawniła się z całą mocą, wszędzie jest szaro, ciemno, pusto. Mimo wszystko to mnie jakoś bardzo nie rusza. Co więcej, okazuje się, że nawet w tak niesprzyjającym miejscu można sobie życie ułożyć całkiem znośnie. Otoczenie jednak niczego nie determinuje, ważni są ludzie. Tak tak, wiem że banałami zarzucam, ale tak mnie jakoś naszło, bo zawsze myślałam, że potrzebuję żyć w pięknym miejscu, że bez tego ani rusz. A tu proszę. Biszkek jest brzydki. Kocham Biszkek mimo wszystko i na chwilę obecną nie zamieniłabym go na żadne Nowe Jorki ani Paryże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz