Dzisiaj z kolejną grupą oglądaliśmy film o przywództwie. Widać było na nim urywki ważnych wydarzeń historycznych i sławne postaci. Był m. in. Nelson Mandela, ale kiedy zapytałam dzieciaki, czy rozpoznają tego gościa odpowiedzieli, że owszem, przecież to Morgan Freeman. Z drugiej strony kiedyś zapytałam ich o Denzela Washingtona i odpowiedzieli, że był pierwszym prezydentem USA. Zadziwiające jaki śmietnik mają w głowach. Wydają się rozdarci między MTV, Zmierzchem i Justinem Bieberem a koreańskimi serialami dla nastolatków, Bollywoodem i zamiłowaniem do tradycyjnego kirgiskiego żarcia (oczywiście „begemot”, ta zwykła buda z kebabem, uważany jest za milion razy lepszy od mcdonalda). Wszyscy chcą jechać do Stanów, chociaż większość z nich nie ma bladego pojęcia czym te Stany właściwie są. Wydaje im się, że pojadą tam, zarobią kupę kasy i dalej będą mogli żyć tak jak w Biszkeku, mówić po rusku i jeść plow i koninę rękoma. To chyba jednak tak nie działa. Większość Kirgizów którzy byli w USA wraca dosyć rozczarowana. Wszyscy tęsknią za lokalnym żarciem i za górami, od tego chyba nie ma ucieczki.
Dzisiaj na własnej skórze poczułam, że tutaj jest inaczej niż w Europie, że nawet najbardziej wyzwoleni Kirgizi ciągle tkwią w tych konwenansach, rytuałach i dziwnych regułach. Razem z moim współlokatorem wracaliśmy wieczorem z zakupów i potknęłam się dosyć niefortunnie, bo oczywiście tu nie ma ani światła ani chodników (i kiedy mówię, że nie ma to naprawdę znaczy że nie ma, nie tak jak w Rumunii). Zrobiłam małą aferę, nic mi się nie stało, ale muszę czasem pohisteryzować, żeby nie zapomnieli że jestem dziewczyną. Najlepszy ze współlokatorów zachował się godnie i mnie przytulił. Tak sobie staliśmy przytuleni i wszystko było pięknie, aż nagle ktoś zaczął iść w naszą stronę i wtedy nagle i zupełnie niespodziewanie zostałam odsunięta na odległość co najmniej dwóch kroków. Inaczej nie można, publiczne zgorszenie, chłopak i dziewczyna przytulający się na ulicy po 22 to przecież zgroza jakaś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz