sobota, 8 października 2011

Dzień dwudziesty piąty

Mój menago wciąż mówi do mnie „bejbi” tudzież „maj friend”, nienawidzę tego z całego serca ale żadne rozmowy nie pomagają, w ogóle nic tutaj nie pomaga na ten ich lekceważący stosunek do kobiet. A potem się dziwią w pracy, że nie chcę z nimi chodzić na imprezy ani się spoufalać. Jednak nie chcę, dla mnie chodzenie na piwo z szefem to jednak jest porażka. Nie jesteśmy rodziną, pracujemy razem i wcale nie mam ochoty, żeby widzieli jak piję, romansuję czy cokolwiek. W mojej szkole uchodzę zatem z jednej strony za europejskiego lenia i osobnika aspołecznego. Z drugiej strony mój współpracownik z Kanady, który pracuje tylko na pół etatu, powiedział mi, że uważa mnie za pracoholika, bo ile razy przychodzi do pracy to ja tam siedzę. Poza tym kiedy zaproponowałam mu wypad na piwo w środku tygodnia stwierdził, że tak się nie robi i że w ogóle jestem „crazy”. Zatem już sama nie wiem, imprezowicz czy gbur? Tak czy inaczej wciąż mam za dużo energii, jogging nie pomaga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz