poniedziałek, 17 października 2011

Dzień trzydziesty piąty

Czasem mój szef mnie zaskakuje i to bardzo pozytywnie. Zadzwonił do mnie wczoraj wieczorem, co zasadniczo nie powinno zwiastować niczego dobrego, a tu proszę – okazało się, że dzisiaj pracuję tylko po południu, bo skoro mam urodziny i robię imprezę to mi się należy wolne. Jednocześnie szef ubolewa, ale sam do klubu przyjść nie może, bo wiadomo, żona i dzieci. Idealnie to się wszystko złożyło!

Moi współlokatorzy zrobili mi najlepszy prezent na świecie, normalnie chyba jeszcze nigdy nie miałam takich fajnych urodzin. Od kilku dni marudziłam, że muszę iść do fryzjera ale nie mam czasu i nie wiem, jak to zorganizować, bo przecież potrzebuję kogoś z Kirgistanu żeby ze mną poszedł i tłumaczył. Poza tym wybór fryzjera to nie taka prosta sprawa, wiadomo. Moi współlokatorzy wytrzasnęli skądś Kirgizkę, której koleżanka prowadzi mega wypasiony salon i zafundowali mi wizytę! Tak oto pożegnałam się z moim starym wyglądem. Mam teraz ciemne włosy i pasemka, nie spodziewałam się, że mogę sobie coś takiego zafundować, a tymczasem wyglądam całkiem znośnie. Tak więc nowy fryz już mam, czas nowe życie zacząć. Chyba wiek zobowiązuje, powinnam zacząć być trochę poważniejsza, takie postanowienie mam.

1 komentarz:

  1. Kasiu, żądam zdjęć! Koniec tego dobrego! I stawiam za przykład Andzia, który wstawia dużo fotek!

    OdpowiedzUsuń