W Kirgistanie wszystkie imiona coś znaczą, imię jakie nadają człowiekowi rodzice determinuje poniekąd całe jego życie. Zawsze mnie rozczula, kiedy moi uczniowie przedstawiają się podając od razu znaczenie swoich imion. Większość z nich to naprawdę wspaniałe i inspirujące rzeczy, na przykład „Gwiezdny Wojownik” albo „Górski Kwiat”. Czasem jednak zdarza się, że dziewczynki z lekkim zażenowaniem wyznają, że ich imiona znaczą „Zakręt”, albo „Dość”. Takie imiona nadają rodzice, kiedy po raz kolejny rodzi im się córka. Tutaj posiadanie córek nie uchodzi za jakąś straszną tragedię, zasadniczo kochają tu wszystkie dzieci, ale wiadomo, rodzina bez męskiego potomka jest niepełna. Dlatego trzeba jakoś przekonać Allacha, żeby los się odmienił, stąd ten „Zakręt” właśnie. Trochę to smutne, zwłaszcza jeśli modły nie zostały wysłuchane i taka dziewczynka o imieniu „Dość” jest ostatnim dzieckiem w rodzinie. Ciekawe czy ma wyrzuty sumienia albo jakieś wewnętrzne poczucie porażki.
Moja szkoła językowa znów uczy mnie, że wszystko jest możliwe. Przerabiałam już pracę przy świeczkach, bo to ponoć norma, że czasem prądu nie ma, chociaż w sumie Kirgistan energię eksportuje. Dzisiaj okazało się, że jeden z nauczycieli nie przyszedł więc dali mi dwie grupy naraz i wcale im nie przeszkadzało, że jedna była średnio zaawansowana (naprawdę dobrze mówili) a druga tak początkująca, że nie umieli się przedstawić. Bardzo się starałam, serio, ale ciężko z takiej sytuacji coś konstruktywnego wycisnąć. Oczywiście dla menagerów różnicy nie ma żadnej, angielski to angielski, a nauczyciel jest od tego, żeby sobie radzić. Na szczęście w większości przypadków chyba radzę sobie całkiem nieźle. Aż mi czasem głupio, że dostaję od moich uczniów prezenty, w większości to tylko słodycze, ale ostatnio dostałam cudowny szalik, masakra. Poza tym dzieciaki z grup, w których już nie uczę nieustannie pytają czemu ich zostawiłam i mówią, że tęsknią. To w sumie najlepszy chyba feedback jaki mogę dostać, to co gada mój szef chyba nie ma aż takiego znaczenia. Mimo wszystko on wciąż ma władzę i niestety z niej korzysta, przez co dostaję ostatnio tylko grupy podstawowe co mnie doprowadza do szału, bo naprawdę nie mogę się z nimi dogadać. Dzisiaj na przykład mieli bardzo proste zadanie: napisać co lubią i czego nienawidzą. Potem losowali kartki i mieli zgadnąć kto jest autorem odpowiedzi. Jeśli nie mogli zgadnąć, musieli pytać, np. „Ana, do you like winter?” Niby proste, niby nic niespodziewanego nie powinno się zdarzyć. Niestety, jeden chłopiec przeczytał zdanie: „I hate riding a ham” i zanim zdążyłam zareagować chodził po klasie i pytał wszystkich: „Do you hate riding a ham?” Gdzie ja w ogóle jestem, moje dziesięciolatki z absolutną powagą pytają się nawzajem o to, czy lubią jeździć na szynce (ujeżdżać szynkę?). Oczywiście kiedy pytam, czy wiedzą co to jest szynka zawsze odpowiadają, że tak. Upewniam się, tłumaczę, że szynka to to coś, co kładzie się na kanapce. Twierdzą, że rozumieją i wcale ich nie dziwi, że na szynce można jeździć. Absurdistan w najlepszym wydaniu.
Dzisiaj jeden z moich uczniów zauważył mój rozorany łokieć (skutki ekstremalnej gry w karty). Dla nich poobijana kobieta jednoznacznie kojarzy się z ofiarą przemocy domowej, doszli zatem do wniosku, że mam tutaj złego chłopaka, który mnie bije i postanowili, że zrobią z nim porządek. Z jeden strony to słodkie, szesnastolatki chcą stawać w mojej obronie. Z drugiej strony to strasznie smutne, że to dla nich takie normalne i powszechne, że kobiety są bite przez mężczyzn. Najgorsze jest to, że żaden z nich nie powiedział „rzuć go”, tylko wszyscy od razu zaproponowali, że załatwią to za mnie, bo tu oczywiście kobieta sama z takimi problemami radzić sobie nie może, nawet nie powinna próbować.
W ogóle zaczęłam czytać moje stare notki i dochodzę do wniosku, że czasem są bez sensu. Co to w ogóle znaczy „nazywają mnie tu leniem, bo nie jem po dwudziestej?” Czasem piszę tego bloga robiąc inne dziwne rzeczy jednocześnie, ale na litość, czemu mi nikt nie zwraca uwagi? Chyba że nie czytacie, wtedy zajdzie foch i nie będzie więcej, pfff J
czytamy:*
OdpowiedzUsuńKasiu, w tym cały urok :) Mnie się czyta tak miło, że kilka razy dziennie sprawdzam, czy przypadkiem nie napisalas czegos nowego ;*
OdpowiedzUsuńBo to, co napisałaś, było zrozumiałe!:) Uwielbiam skrótowe myślenie. Po co się rozdrabniać?;)
OdpowiedzUsuńMialam ostatnio u siebie studentke z Kirgizji o imieniu Zyinat - czy wiesz moze , co to imie oznacza? Swoja droga bardzo sympatyczna i inteligentna osoba, przy tym swietnie wychowana. Bardzo ciekaw te Twoje teksty, choc nie znam wszystkich. Jak trafilas do Kirgizji?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Paula