sobota, 12 listopada 2011

Dzień pięćdziesiąty czwarty

Jestem chyba trudnym pracownikiem. Głośno mówię o tym, co mi się nie podoba, trochę narzekam, czasem się poawanturuję. Nie lubię się podporządkowywać i nie lubię, kiedy tak jawnie i otwarcie chcą mnie wykorzystać i zakładają, że będę naiwna i posłuszna. Nje pajdiot. Nie wiem, czy to tylko mój charakter, czy zasadniczo jakiś europejski styl, ale po prostu nie chcę dać za wygraną. Zasadniczo widzę, że nie powinnam tego rozpatrywać w kategoriach walki, porażki i zwycięstwa. Mogę sobie małe wiktorie mieć, ale tak naprawdę czy to coś zmienia? System pozostaje ten sam, pracownicy nie mają tutaj zbyt dużo do gadania i o dziwo chyba nawet im to nie przeszkadza. Może to taka mentalność i tyle. W każdym razie ja się w ten styl raczej nie wpisuję. Ostatnio przyszłam do pracy o 14.58 i zwrócono mi uwagę w sposób dosyć oschły. Pracuję od 15, więc o co chodzi? Ponoć jeśli moi studenci muszą na mnie czekać to to wygląda źle. Nawet jeśli lekcja zaczyna się punktualnie. Uczniowie nigdy nie powinni przychodzić przed nauczycielem, bo wtedy są rozbrykani, żartują sobie i w ogóle myślą, że szkoła jest nieprofesjonalna. Zapytałam oczywiście, co jeśli moi uczniowie zechcą przychodzić na przykład dwadzieścia minut wcześniej i usłyszałam, że wtedy ja tak czy inaczej powinnam przychodzić przed nimi. Niedoczekanie, no chyba że mi ekstra zapłacą. Możemy się rozliczać za każdą minutę, nie ma problemu. W końcu jeśli przyjdę do pracy o 15.01 to naliczają mi karę, dwa dolary, co za skandal. Chyba środkowoazjatycka kultura pracy to nie jest coś, co sobie łatwo przyswoję. Zatem pewnie oni będą musieli sobie przyswoić trochę mojego stylu. Jestem gotowa na wojnę!

1 komentarz:

  1. Walcz ziom, chociażby dla utrzymania statusu lenia! A niech wiedzą, że z leniem lepiej nie kombinować:P

    OdpowiedzUsuń