środa, 23 listopada 2011

Dzień siedemdziesiąty czwarty

Zimno. Pada pada. Zimno. I piździ. Pamiętam taki zaśpiew ze studiów. Teraz sprawdza się idealnie, bo pogoda w Biszkeku jest naprawdę przeokropna. Mnie ten deszcz zasadniczo odbiera energię, ale na życie lokalnych warunki pogodowe wydają się nie mieć wpływu. Dzisiaj o dziesiątej rano na moim podwórku, na samym środku placu zabaw siedziała sobie w tym zacinającym deszczu grupka policjantów i raczyła się wódką. Niebieskie toporne mundury, futrzane czapki i alkohol pity z gwinta, chyba mógłby to być kadr z filmu o PRLu. W każdym razie scenka bardzo przypominała mi alkoholowo-błotnisto-deszczowe klimaty tak lubiane przez Smarzowskiego. W ogóle to obejrzałabym jakiś polski film, z polskimi przekleństwami i z polskimi suchymi żartami. Bo już mam trochę dość chińskich gniotów z ruskim dubbingiem, ech.

Dzisiaj wydarzył się cud niemalże. Udało mi się opanować moją najgorszą grupę. Co prawda z czterech najbardziej rozwydrzonych dzieciaków przyszło tylko dwóch, ale i tak jestem w szoku, że tak dobrze się zachowywali. Szkoda, że wcześniej nie wpadłam na to, że wystarczy im puścić piosenkę. Muszę przyznać, że nie tylko nie gadali, ale nawet wyrazili coś w rodzaju entuzjazmu. Zaiste muzyka łagodzi obyczaje. Zachęcona takim sukcesem pedagogicznym postanowiłam wypróbować tę metodę z pozostałymi grupami. Skutkiem tego wysłuchałam Pretty Woman dwieście pięćdziesiąt trzy razy i na wspomnienie Julii Roberts robi mi się słabo. Przytaczam ten fakt na swoje usprawiedliwienie, bo znowu zachowałam się nieprofesjonalnie. Ale pytam, jak po czymś takim (przypominam, Roy Orbisom przez siedem godzin) można zachować powagę i równowagę emocjonalną? Zatem znowu wyśmiałam moich uczniów, mojego ulubionego policjanta wyśmiałam straszliwie. Popłakałam się i chyba nawet poplułam, podczas gdy dziesięciu dorosłych facetów patrzyło na mnie jak na osobę lekko niezrównoważoną, bo oczywiście nikt nie zrozumiał o co mi chodzi. Chyba jednak mogę sobie to wybaczyć, bo wydaje mi się, że jest to naturalna reakcja kiedy człowiek słyszy wypowiedziane najpoważniej na świecie wyznanie o treści „I eat testicles for breakfest”. Litości. Google translate fail w najlepszym wydaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz