czwartek, 17 listopada 2011

Dzień sześćdziesiąty drugi

Dzisiaj kolejna notka z cyklu „Z pamiętnika lekko sfrustrowanego emigranta”. Jako że dzisiaj jedenasty listopada to zatęskniło mi się za Polską nieziemsko. Gołąbków co prawda ani pierogów nie było, ale pomyślałam sobie, że chociaż urządzę dla moich współlokatorów wieczorem poświęcony opowieściom o mojej nadwiślańskiej krainie. Naprawdę chciałam im opowiedzieć o tym, jak u nas dobrze się żyje i jak mimo tego cholernego dziedzictwa poprzedniej epoki udało nam się wspólnie coś osiągnąć. Zamiast tego jednak spędziłam wieczór na oglądaniu internetowej relacji na żywo z ulicznych walk. W Kirgistanie jakoś się w tym roku udało bez rewolucji, chociaż tutaj sytuacja jest dużo trudniejsza, a w Polsce nie może być normalnie, za cholerę. Kiedy mnie pytali tutaj, co się właściwie u mnie w kraju dzieje, nie umiałam satysfakcjonująco odpowiedzieć… Bo jak to właściwie można wyjaśnić? Czy wystarczy powiedzieć, że to banda prawicowych oszołomów, kiboli, gejów-ekstremistów i anarchistów sprowadzonych z Niemiec postanowiła urządzić sobie zadymę? Łatwo oczywiście winę zwalić na nieodpowiedzialnie zachowujące się mniejszości i łudzić się, że w gruncie rzeczy większość z nas jest normalna. Mnie się jednak niestety wydaje, że nie umiemy funkcjonować jako społeczeństwo, że zawiedliśmy jako wspólnota (Tak, te patetyczne tony mi chyba zostaną na stałe, sorry). Niniejszym się zatem biczuję, bo czuję się za Polskę odpowiedzialna i chwilami myślę, że trzeba było tam zostać i się starać, żeby to miejsce stawało się lepsze. Osobiście uważam, że pod pewnymi względami łatwiej jest wyjechać, zacząć coś od nowa, zwłaszcza w kraju mniej rozwiniętym w którym poprawić można naprawdę wiele. Mogę sobie na tutejsze problemy patrzeć z zewnątrz i chyba w miarę obiektywnie, bo skoro nie jestem częścią lokalnej wspólnoty to nie ogranicza mnie jej historia, tradycja ani kultura. Polskę znam za dobrze, dlatego tak czasami ciężko mi się tam żyje. W sumie to, że bywa ciężko jest bardzo marną wymówką. Chociaż może to nic złego, że chcę żeby mi się żyło łatwiej, może tak właśnie powinno być? I sama nie wiem, czy tak naprawdę chcę wracać do kraju, w którym przez tydzień wszyscy żyją śmiercią Hanki Mostowiak, katastrofy lotnicze zdarzają się z zatrważającą częstotliwością a z okazji dnia niepodległości urządzamy gigantyczną rozpierduchę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz