czwartek, 17 listopada 2011

Dzień sześćdziesiąty szósty

Dzisiaj rozwijałam się językowo. Po pierwsze przykleiłam na klawiaturę mojego laptopa cudowne naklejki z rosyjskim alfabetem i teraz szpanuję. Co prawda pisanie po rusku zajmuje mi dużo czasu i kosztuje mnie sporo nerwów, bo nie mogę liter odnaleźć, ale i tak jestem dumna, bo stworzyłam dzisiaj mojego pierwszego maila w tym cudnym języku. Poza tym zainspirowani książką do historii dla dzieci, którą ostatnio czytam, stworzyliśmy z Aaronem nasz pierwszy wiersz po rosyjsku. Opowiada on o faraonie (carze Egiptu:D), który przyjechał z wizytą do Kirgistanu. Zjadł tradycyjnie barszcz i kaszę, potem udał się na lodowisko, a jako że tam klimat niesprzyjający był (zimno, wiadomo), to umarł, a my postanowiliśmy zabalsamować jego zwłoki. Kirgistan nie sprzyja dorastaniu, oj nie. Jeśli chcecie sobie przedłużyć młodość albo wrócić do utraconego dzieciństwa, albo po prostu pozajmować się głupotami, to jest to miejsce więcej niż odpowiednie. I zamierzam to wykorzystać. Niestety moi współlokatorzy także. W związku z tym czeka mnie wyzwanie. Przegrałam ostatnio zakład dotyczący jednego z bezsensownych faktów, dostarczonych mi przez moich uczniów. Otóż ponoć zwłoki jednego z angielskich filozofów zawsze są „obecne” podczas ważnych wydarzeń odbywających się na jednym z londyńskich uniwersytetów. Historia nas zafascynowała, ale ostatnio nie mogliśmy sobie przypomnieć o jakiego filozofa chodziło. Ja utrzymywałam, że był to Francis Bacon, ale niestety przegrałam, bo to zwłoki Jeremiego Benthama uświetniają swoją obecnością zebrania londyńskiej kadry naukowej.

[Średnio związana refleksja teraz nastąpi. Kiedy słyszycie nazwisko Francisa Bacona, to przychodzi Wam na myśl filozof czy gejowski malarz? Dla mnie to zawsze będzie filozof, dla Aarona zawsze malarz. Doszliśmy do wniosku, że to zadziwiające w jaki sposób edukacja wpływa na widzenie rzeczywistości. Politologia jednak mnie zamknęła na pewne rzeczy i wtłoczyła mnie w pewne schematy, przez co mój świat chyba trochę stał się uboższy, chociaż niewątpliwie wzbogacił się o takie przydatne terminy jak pentagonalna triada triad połączonych. Szkoda trochę, że wybierając studia traci się praktycznie możliwości zgłębiania innych dziedzin, chociaż może jeszcze nie jestem za stara, żeby to nadrobić?]

Przegrałam zatem zakład i w konsekwencji muszę wybrać się do naszego ulubionego supermarketu czynnego 24 h i przez minutę śpiewać po rosyjsku piosenkę własnego autorstwa o tym, że „Francis Bacon nie jest obecny podczas ważnych wydarzeń na uniwersytecie w Londynie”. Umrę tam jak nic z zażenowania, będzie dramat, śmierć w Narodnym będzie.

Ale nie o tym miało być, tylko o tym, jak się językowo rozwijam i spełniam. Dzisiaj poszłam na pierwszą lekcję kirgiskiego i bardzo mi się spodobało. Moja nauczycielka tłumaczy mi wszystko po rusku, więc tak jakbym uczyła się dwóch języków naraz. Sam kirgiski wydaje się dosyć trudny, zwłaszcza zadziwia mnie konstrukcja zdania i te wszystkie dziwne dźwięki, jakieś oe, ye, i inne jęki stęki. Ale nauczę się, nie ma innej opcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz