Z rana powitała
mnie jakże radosna wiadomość o tym, że z mojego konta ubyło bardzo, bardzo,
bardzo dużo euro. Że niby zapłaciłam dwa razy za ten sam bilet lotniczy. Na
pewno. Miła pani z linii lotniczych najpierw kazała mi strasznie długo czekać
(halo, ja z Kirgistanu dzwonię, trochę zrozumienia!) a potem radośnie
stwierdziła, że owszem, zapłaciłam dwa razy. Jak to możliwe? Najwyraźniej
zamiast dwa razy kliknęłam cztery. Podwójny dwuklik albo jak kto woli double
double click. A przecież trzeba patrzeć gdzie się klika, no. Cóż za
profesjonalne wyjaśnienie, niech mnie skręci. Na szczęście pani stwierdziła, że
nic się takiego nie stało i że po prostu w poniedziałek wyślą mi te pieniądze z
powrotem. Ale i tak się zestresowałam, bo nie dość że jestem nielegalnym
imigrantem (to oficjalne, nie mam paszportu, moja stara wiza straciła ważność,
nowej jeszcze nie mam), to jeszcze zawisło nade mną widmo bankructwa. Okropny
dzień. Wieczór też nie zapowiadał się lepiej, jako że połowa moich
współlokatorów postanowiła iść na kirgiską imprezę dla Kirgizów, a druga połowa
na pidżama party do rock clubu (tak, tego przed którym grasują zboczeńcy). Wspaniale.
Jednak wizja spędzenia samotnie mojego ostatniego w tym roku weekendu w
Biszkeku (bo wciąż zakładam, że odzyskam paszport i wrócę do Polandii na bigos)
nie nastrajała mnie zbyt optymistycznie, zatem postanowiłam się na rzeczone
pidżama party pójść. Trzeba było tylko wybrać odpowiedni outfit. Padło na
różowe spodnie w kratkę, niemiecką koszulkę z ręcznie robionym napisem „aber” i
oczywiście spiczaste, kirgiskie lacze do kompletu. Wyglądam jak debil, czuję
się jak debil, super impreza. Jeszcze ten absurdalny klub z najgorszymi
striptizerkami ever, dziwnymi ludźmi i plakatami metaliki. Było tak
absurdalnie, że aż nawet super niska cena wódki niczego zmienić nie mogła. Jeden
z naszych ruskich znajomych przyprowadził jakąś dziwną dziewczynę (twierdzi, że
wygląda młodo bo ma dużo stresu, eee?), która zaproponowała mi … wspólne
skorzystanie z toalety. Serio. Jeden kibel. Propozycja nawet w Polsce
oburzająca, ale tutaj zupełnie szokująca, bo standardowy kibel w klubie to ni
mniej ni więcej tylko dziura w podłodze. No cóż, można i tak. Dla zobrazowania
wrzucam fotkę, na której jestem jak wiadomo ja i mój party ałtfit, ale też i striptizerka, plakat
metaliki i wszystko co może dać jako takie pojęcie o tym, gdzie jestem. Brakuje
tylko człowieka przebranego za poduszkę (tak, był taki) i wodzireja
zachęcającego ludzi do zabawy z bitą śmietaną.
Stylizacja - bomba!:D
OdpowiedzUsuńale absurdarium!!!
OdpowiedzUsuńpiżama party w Bukareszcie skończyła się też zacnie :D