W ramach walki z
pracoholizmem odmówiłam dzisiaj szefowi, który mnie dramatycznie poprosił,
żebym przyszła na zastępstwo i w wolny dzień odrabiała pańszczyznę. Zwłaszcza
że zadzwonił o 15 oznajmiając mi, żebym przyszła na 15. Na pewno. W każdym
razie odmówiłam grzecznie acz stanowczo. Niby dobrze, niby asertywnie, ale
jakoś mi tak kurde głupio. Niech mnie ktoś zapewni, że dobrze robię, w końcu
skoro oni mają mnie w dupie to czemu ja mam się przejmować?
Jeśli już
jesteśmy przy olewaniu, to dzisiaj czuję się skopana przez system. Ludzie z
ajseku (tak, niektórzy są ogarnięci jednak) poszli dzisiaj po mój paszport i
pani w okienku radośnie im oznajmiła, że muszę się stawić tam osobiście. Że
inaczej nie pajdziot. Super. Szkoda tylko, że po pierwsze nie powiedzieli tego
wcześniej, a po drugie biuro otwarte jest tylko we wtorki i w czwartki po
południu. Czyli muszę iść tam dzień przed lotem i albo ten paszport dostanę
albo nie. Zabija mnie ta bezradność, ghr.
Jeden z moich
Niemców też ma problemy paszportowe, też ma lot w piątek i też ma dostać wizę w
czwartek. Zatem niewiadomo. Ale mamy plan. Jak się nie uda, to spędzimy dwa
tygodnie w Uzbekistanie :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz