Rano przypadkowo podsłuchałam
rozmowę moich współlokatorów, którzy z przerażeniem stwierdzili, że ja i
Niemiec robimy się coraz dziwniejsi, bo w końcu co to za ludzie, którzy po nocy
ganiają się z baranią kością? Jednak mimo tego, że nas nie rozumieją, to dalej
nas akceptują, co jest bardzo miłe. Tak to u nas w domu jest. Niektórzy z nas
sobie robią lan party i pół nocy grają w cs’a, niektórzy robią szaliki na
drutach a niektórzy bawią się kośćmi. Jakże pięknie się różnimy.
W Biszkeku zima na całego. Jest
przepięknie, zimno, ciemno, pusto i mrocznie. Niestety po roku rumuńskiego
życia przyzwyczaiłam się do lansu, zatem zamiast górskich butów i kurtki
snowboardowej mam śliczny płaszczyk i buty na obcasach, które przeklinam.
Zadziwiające, jak punkt widzenia się zmienia w zależności od tego, gdzie
jestem. W tamtym roku narzekałam na to, że Rumuni zamiast piaskiem sypać to po
prostu łopatą rozkuwają lód na chodnikach, wydawało mi się to jakieś
bezsensowne. A teraz za tym rozkuwaniem tęsknię, bo w Kirgistanie oczywiście
przyjęto najlepszą z metod rozwiązywania problemu, czyli po prostu ignorowanie
go aż sam zniknie. Pewnie do wiosny. Póki co zatem czuję się jakbym ćwiczyła do
kolejnej edycji tańca na lodzie. Rozkosz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz