Zamiast się lenić przy niedzieli
postanowiliśmy skorzystać z uroków zimy i trochę się powłóczyć po odludnych
zakątkach Biszkeku. Piętnaście minut drogi od domu (a mieszkamy prawie w
centrum, na pewno nie na obrzeżach) i nagle śnieg po kolana prawie, jakieś
zaspy, górki, zamarznięte rzeczki, dzicz dosłownie. A pośrodku tej dziczy dosyć
spory teren ogrodzony wysoką siatką zakończoną drutem kolczastym. W środku
jakieś opustoszałe i mroczne baraki, łańcuchy, kłódki i złowieszcza tabliczka
informująca, że to strefa do której absolutnie zbliżać się nie można. Chcieliśmy
się przez chwilę poczuć jak szpiedzy ze zgniłego zachodu, więc trochę
podeszliśmy bliżej, co nie bardzo spodobało się kilku wychudzonym aczkolwiek
groźnym psom pilnującym tego mrocznego obiektu, zatem musieliśmy się w
pośpiechu oddalić. Ciekawe co tam właściwie było? Miejscowi nic nie wiedzą,
tajemnica jakaś chyba komunistyczna :) Kiedy wróciliśmy do miejsc bardziej
zaludnionych odkryliśmy kolejną pozostałość poprzedniego systemu – aleję
bohaterów pogranicza. Jest tam kolejny monstrualny pomnik w stylu radzieckim,
chociaż oczywiście posiadający pewien akcent lokalny w postaci okazałego
symbolu jurty na szczycie. Oprócz tego jest wystawa poświęcona najbardziej
zaangażowanym aktywistom komunistycznym z czasów dwudziestolecia i drugiej
wojny. Zadziwiające, że jeszcze się tutaj pamięć o tym pielęgnuje. Tak czy
inaczej całość wydawać by się mogła bardzo poważna i sztywna, wręcz nadęta,
gdyby nie fakt, że w całej alei zainstalowano przeurocze kosze na śmieci w
kształcie tukanów. Połączenie dosyć zastanawiające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz