poniedziałek, 12 grudnia 2011

Dzień osiemdziesiąty siódmy


W Europie panuje taka okropna tendencja do tego, żeby wszystko sobie tłumaczyć jakimiś trudnymi, mrocznymi i nierozwiązanymi problemami z dzieciństwa. Rodzice nie kochali cię wystarczająco, albo kochali cię za dużo. Dzieci w szkole wyśmiewały. Nie miałeś zabawek takich jak inne dzieci i z tego powodu przez całe dorosłe życie towarzyszy ci poczucie, że jesteś gorszy. Odnosisz porażkę za porażką, ale to oczywiście nie dlatego, że jesteś leniwy albo głupi, o nie. Wszystko przez trudne dzieciństwo, nie ma co się starać bo i tak przecież człowiek nic nie poradzi. Psychologia dla ubogich, jakieś nędzne popłuczyny po Freudzie. Jakoś chyba wolę wierzyć, że człowiek odpowiedzialny jest za siebie tu i teraz i nie ma co za bardzo grzebać w tym co się działo kiedyś tam. Taką miałam teorię, ale życie kirgiskie ją trochę zweryfikowało. Mam jednego ucznia, który mnie doprowadza dosłownie do szału. Do tej pory uważałam go po prostu za pospolitego myrka (takie kirgiskie słowo na chama bez kultury tudzież dziwkę bez szkoły). Dzieciak nie może na miejscu wysiedzieć przez pięć minut, nie słucha niczego co się do niego mówi i zasadniczo nie przejawia chęci do nauki. Absolutnie żadnej. Wydawałoby się, że kolejny rozwydrzony bachor i tyle. Dzisiaj jednak tak się stało, że ten uroczy chłopiec był jedynym uczniem, który się stawił (nie dziwię się, jest tak zimno że sama też najchętniej nigdzie bym nie chodziła). Pogadaliśmy na spokojnie, jako że nie miał kolegów, przed którymi mógłby się popisywać. Okazało się, że chłopiec mieszka w Biszkeku od niedawna oraz że do stolicy przeprowadził się w dosyć dramatycznych okolicznościach. Całe swoje życie mieszkał wraz z rodziną w Osz (zwanym pieszczotliwie Oshingtonem). Jest to miasto, którego struktura etniczna jest bardzo skomplikowana i często dochodzi tam do konfliktów. Podczas ostatniej rewolucji (wiosna 2010) było naprawdę dramatycznie, a starcia miejscami miały krwawy przebieg. Mój uczeń w wieku dwunastu lat widział z okna regularną bitwę, w której zginęło kilka osób. Rewolucja na żywo, straszne. Po tym wszystkim jego rodzice postanowili się przenieść do Biszkeku, gdzie jednak mimo wszystko jest spokojniej i bezpieczniej. Mały jednak dalej to przeżywa, nie uda ludziom, jest agresywny. W sumie to zdziwiłam się, że tak się otworzył. Pytanie jak mam teraz na to patrzeć. Dalej uważam, że na lekcjach się zachowuje skandalicznie, chociaż może teraz trochę lepiej rozumiem powody. Tylko nie wiem, w jaki sposób powinno to wpłynąć na moje zachowanie. Czy za każdym razem mam mu pobłażać ze względu na to, co przeżył? Współczuć mu nieustannie? Czy udawać, że o niczym nie wiem i że wszystko jest normalnie? Przecież nie jest. Patrzenie na ludzi ginących od kul nie jest normalne, to się nie powinno zdarzyć. Polska przeszłość i historia jest popaprana, ale w Kirgistanie jeszcze gorzej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz