Dzisiaj miało być mądrze, poważnie
i dramatycznie. Miało być o tym, jak to moi uczniowie nie chcą się uczyć, jak
nastawieni są wiecznie na „nie” i jak nie rozumieją idei zajęć zwanych szumnie „talking
clubem”. Miały być nawiązania do historii, tradycji i kultury kirgiskiej. Miało
być szukanie powiązań między patriarchalnym modelem rodziny a podejściem do
nauki. Poważna analiza miała być. Ale nie będzie, bo końcówka mojego dnia
zdominowana została przez wydarzenie nazwane „toilet incindent”. Zatem będzie
(dosłownie) notka o dupie maryni.
Na początku zaznaczyć muszę, jak
wygląda sytuacja z toaletą u mnie w pracy. Jest jedna. Jedna jedyna. Kilku
administratorów, sporo nauczycieli i pierdyliard uczniów. Jeden kibel, że tak
pozwolę sobie powtórzyć. Jako że przerw między zajęciami nie mam, to w miejsce
ustronne chadzam sobie podczas zajęć. Zwykle nie zajmuje mi to dużo czasu, ale
dzisiaj jakoś ludzi dużo się zebrało. Czekać nie mogłam, po pierwsze z biologią
nie wygrasz, a po drugie pozostawienie moich dzieciaków samych na więcej niż
pięć minut mogłoby się skończyć katastrofą. Pozabijaliby się kłócąc o to, czy
pewien znany koreański idol nastolatek jest gejem czy nie. Także wrócić
musiałam szybko. Postanowiłam zatem skorzystać z toalety należącej do
sąsiedniej firmy. Trzeba wiedzieć, że zasadniczo robić tego nie powinnam, szef
ostrzegał że to zło i że kibel mamy swój, i że jak to wygląda jak nasi
pracownicy do obcego chodzą. Postanowiłam jednak olać (hmm) system. Co w końcu
mogło pójść nie tak? Ano mogło. Okazało się, że ni mniej ni więcej tylko się
zatrzasnęłam i do własnego szefa musiałam zadzwonić z taką oto dramatyczna
wiadomością, że utknęłam. Nielegalnie. W kiblu. Obcym. Pomocy. Co za dramat no.
Dobrze chociaż, że moje uzależnienie od komórki nie umiera nigdy, inaczej
spędziłabym tam pewnie noc.
buhahaha ;D
OdpowiedzUsuńwstęp zacny, wzniosły, hipsterski.
OdpowiedzUsuńa dalej.... AHHAHAHAHAHAHHA AHAHHAHAHA HAhAHAHAHAH
nie zasnę teraz BUAHAHHAHAHAHAH :D
(ps. a w Expiracie to co było?:D)