Wczoraj do Kirgistanu zawitała
polska delegacja z bratniego Kazachstanu. Chociaż może delegacja to za dużo
powiedziane, bo po prostu przyjechała do mnie Ola, która obecnie przeżywa swoją
ajsekową przygodę życie w Almacie. I jak to z asjekowymi przygodami w dziwnych
krajach bywa, ma problemy z wizą. Nawet chyba gorsze niż moje. Otóż okazuje
się, że jeśli jesteś obcokrajowcem w Kazachstanie, to pracować legalnie nijak
nie możesz po prostu. Wiza musi być turystyczna, a dostać ją można tylko na
trzy miesiące i za każdym razem, kiedy chce się przedłużyć, trzeba jechać za
granicę. No koszmar. Także widzę, że nie jestem sama, co na swój sposób
poprawia mi humor. Egoizm ze mnie wyziera, jakie to polskie. Tak czy inaczej
cieszę się, że przyjechała bo polskości mi trochę brakuje. Jako bardziej
doświadczony członek mojej sekty zapewniła mi też wsparcie moralne i nie tylko,
dzięki czemu sprawa z moją wizą posunęła się znacząco naprzód. Jednak ciężko mi
się tego nauczyć, że tutaj wystarczy być niemiłym, postawić się, czasem
krzyknąć i od razu efekty inne. Nie współgra to z moim charakterem (wierzcie
lub nie), bo w sumie z natury jestem miła. Tutaj jednak grzecznie i kulturalnie
się nie da. W każdym razie udało mi się wywalczyć dwa tygodnie wolnego w
grudniu, co mnie cieszy niesamowicie, bo jednak ta praca bywa męcząca.
W ramach pozbywania się stresu
wybraliśmy się zatem dzisiaj na imprezę. Prawdziwą imprezę. W europejskim
stylu. Bez pokazów ognia, clownów i czego tam jeszcze. Z prawdziwą
elektroniczną muzyką i mnóstwem hipsterów. O jakże mi się podobało! Miło całego
mojego zamiłowania do przaśnych wypadów, czasem trzeba mi czegoś porządnego i
nareszcie się udało. Poza tym okazja była nielicha, bo dzisiaj przypada akurat
muzułmański nowy rok. Lokalni uznali to za dobrą okazję do picia, co uznaję z
trochę ironiczne, ale nie pogardzam. Był zatem i kirgiski koniak i jakieś
dziwne alkohole, hipsterskie tańce i rozmowy barowe. Pięknie. Jeden z moich
ulubionych Kirgizów popadł w jakieś dramatyczne tony i załączył mu się tryb
wyroczni tudzież wieszcza. Może było to spowodowane oparami tej podejrzanej
wódki, a może poczuciem nieubłagalnie upływającego czasu (28 lat to nie
przelewki w tym kraju), nie wiem sama. W każdym razie uparcie przepowiadał mi,
że za trzy miesiące od dziś moje życie nie będzie już takie jak teraz, że jakaś
dramatyczna zmiana nastąpi i w sensie mentalnym będę w zupełnie innym miejscu.
Ciekawa teoria, zobaczymy. Zaowocowało to tajemniczą notatką w mojej komórce.
27 lutego włączy się alarm i wyświetli się dramatyczne zapytanie o treści „co
się stało?” (niczym w Klanie, pamiętacie?). Ciekawe kim będę za trzy miesiące.
Wydaje mi się całkiem prawdopodobne, że jakieś zmiany zajdą. W końcu kto by nie
wierzył pijanej kirgiskiej wyroczni przemawiającej w muzułmański nowy rok?
odnalazłabym się tam, mała demolka, rzucanie butelkami, słowny ochrzan :D - znowu się na tym łapię, że trzeba było jechać z Tobą!
OdpowiedzUsuń