niedziela, 1 stycznia 2012

Dzień setny


Sylwester świętowaliśmy u nas na kwartirze. Było epicko, nie ma co do tego wątpliwości. Chociaż pisać w sumie za bardzo nie ma o czym, bo te pijacko-towarzyskie ekscesy były co prawda śmieszne i momentami nawet porywające, jednak próba opisania tak, aby były interesujące dla osób postronnych jest z góry skazana na porażkę. Zatem sobie daruję. Tym bardziej, że podczas tej „wyjątkowej nocy” nie przyszły mi do głowy żadne warte uwagi refleksje na temat życia społecznego czy też natury świata w ogóle. Jedyne co mnie uderzyło, nie po raz pierwszy z resztą, to ignorancja Amerykanów, ale o tym też nie będę pisać, bo ten blog i tak jest już momentami zbyt rasistowski i pełen uprzedzeń. W tym roku zatem może postaram się pisać jakoś bardziej politycznie poprawnie i pozytywnie. Będę szukać w ludziach dobra, o tak! Powinno to być chyba kolejne postanowienie do mojej magicznej listy. Zaraz obok tego, że obcokrajowcom jednak nie można dawać Żubrówki. Jednak moje rumuńskie doświadczenia niczego mnie nie nauczyły. Pamiętam jak w tamtym roku poważni i stateczni rumuńscy pracownicy banków i korporacji raczyli się tym polskim trunkiem. Straty na kwartirze były ogromne (wyrwanie umywalki ze ściany do tej pory wzbudza mój podziw), a z łazienki przez kilka godzin dochodziły dźwięki tak okrutne, jakby na kimś odprawiano co najmniej egzorcyzmy. Chociaż w sumie impreza miała też dobre skutki, i to całkiem długofalowe – jeden z obecnych tam gości do dzisiaj nie tyka alkoholu. Tak czy inaczej, w tym roku nie było aż tak dramatycznie, ale co poniektórym wyraźnie żubróweczka nie posłużyła. Jednakże jak wiadomo, Sylwester bez ofiar to Sylwester nieudany, zatem nie ma co marudzić. Zasadniczo podobało mi się. Odbyłam kilka ciekawych rozmów, poznałam kilku interesujących ludzi, zawarłam noworoczny deal z moim osobistym kirgiskim prorokiem (tym, który miał wizję, że moje życie się zmieni do lutego dramatycznie, i to na lepsze!) i nawet zgodnie z lokalną tradycją odprawiłam zabobon polegający na paleniu kartki, na której zapisane są życzenia na nowyj god oraz spożywaniu popiołów pozostałych po tejże. No dobra, może nie było tak do końca zgodnie z tradycją, bo zamiast o północy zrobiliśmy to o 3, a popioły zamiast z szampanem piliśmy z herbatą, ale chyba się liczy. Tak czy inaczej mam nadzieję, że ten nowy rok, w którym to podobno nastąpić ma koniec świata (Majowie przepowiedzieli w końcu) jak i mój osobisty koniec tudzież przełom (bo jak wiadomo kończę w tym roku lat – uwaga uwaga – 25), będzie trochę lepszy od poprzedniego, trochę spokojniejszy i że ja sama trochę mniej neurotyczna będę, o tak. Tego życzyć mi należy. Z Nowom Godom! 

1 komentarz:

  1. magiczne listy, kirgiskie zabobony, no Kowalski co to ma byc, ja sie pytam?! do egzorcysty, marsz! :>

    OdpowiedzUsuń