Po przeżyciach dnia poprzedniego
dzisiaj czas na odrobinę spokoju. Postanowiłam dać sobie trochę wytchnienia od
moich współlokatorów i udałam się na spacer. Samotny. Miałam ambicję, żeby z
mojej dzielni dojść do centrum, czyli do głównego placu, Ala-Too. Ala-Too
bowiem stanowi swoiste centrum życia tego miasta, można tam sobie na ławeczce
przysiąść, obserwować grające fontanny (sezon letni) albo performance z
udziałem Dziadka Mroza (sezon zimowy). Można też oczywiście obserwować ludzi,
którzy również na ławeczkach sobie przysiadają i zajadają watę cukrową lub
popcorn. Wszystko to można zrobić, jeśli oczywiście uda się uniknąć śmierci pod
kołami rozpędzonej marszrutki. W centrum ulice są naprawdę szerokie
(przypominają mi trochę gigantyczne arterie Bukaresztu) a przejście z jednej
strony na drugą to naprawdę wyzwanie. Tak czy inaczej byłam gotowa się go
podjąć i udać się na wspomniany plac pieszo. Wiedziałam, że to w sumie trochę
daleko, ale w sumie uznałam, że może być z tego jakaś przygoda, no i nie będę
musiała korzystać z tej upiornej komunikacji miejskiej. Z resztą Biszkek ma to
do siebie, że topograficznie nie jest zbyt skomplikowany. Bardzo długie aleje,
poprzecinane pod kątem prostym mniejszymi ulicami. Nie ma wąskich, dziwnych
uliczek, nie ma zaułków, tajemnic nie ma. Jedynie monotonny krajobraz – stacja
benzynowa (koniecznie Gazprom), supermarket (tylko Narodnyi) i fastfood
(oczywiście Begemot). Wydawałoby się, że nie można się zgubić. Mnie oczywiście
się udało. Doszłam do skrzyżowania jednej długiej alei z drugą, wiedziałam, że
cel jest blisko, ale gdzie? Gdzie dokładnie? Do wyboru prawo, lewo albo prosto.
Oczywiście udało mi się dopiero za trzecim razem. Taki miły spacer miał być,
ale po raz kolejny okazało się, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż
się wydaje. Aż mi to wjechało na ambicję, bo przecież nie możliwe, żebym się w
takim prostym mieście zgubiła, no bez przesady. Przecież jakąś tam orientację w
terenie mam. (Lata temu, gdzieś w Hiszpanii: „Bzim, według mapy po prawej
powinien być kościół, a po lewej szpital. Nie ma? Do dupy ta mapa, na pewno
dobrze idziemy”). W końcu się udało, satysfakcję miałam nieziemską. Chociaż
szczerze mówić trochę mi to zajęło, aż współlokatorzy zaczęli się martwić, że
zniknęłam na tak długo. Piszę o tym głównie dlatego, że po powrocie chciałam
sobie szlaki moich wędrówek skonfrontować z mapą gugla i przypomniało mi się o pewnej
ciekawostce odnalezionej przez Michała M. Otóż Biszkek oglądany z góry to ni
mniej ni więcej, tylko miasto szatana! Przy tym wszystkie żyły wodne,
tajemnicze cieki i bioprądy wysiadają. Oto rozwiązanie zagadki, teraz już
wiadomo co w tym mieście takiego jest, że życie wydaje się bardziej zagmatwane
niż w innych częściach świata!
na litosc, Kowalski, czy ja na prawde musze Cie co 2 notke wysyłac do egzorcysty? :>:P
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej czytasz, z troski o mnie!
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to tym razem to Michała wina jest :)
mi już egzorcysta nie pomoże ;]
OdpowiedzUsuń