czwartek, 19 stycznia 2012

Dzień sto dziewiętnasty


Rano wszechwiedzący gugl oznajmił mi, że oto w Biszkeku dzisiaj minus 17. Tak coś podejrzewałam, bo za oknem było podejrzanie biało i nieruchomo. Bardzo mnie to cieszy, bo generalnie uważam, że zimą optymalna temperatura to około minus 15. Jak jest cieplej to prawie nie czuć, że jest zima. Musi szczypać w policzki, musi trochę zatykać płuca. Uwielbiam to uczucie, kiedy wychodzę z domu i uderza mnie fala zimna, wtedy czuję, że żyję J Musi być jeszcze mnóstwo śniegu i dużo słońca, wtedy jest doprawdy idealnie. Tego właśnie mi brakowało, jak byłam ostatnio w Polsce – mrozu. Chyba to kolejny dowód na mój masochizm, który tutaj nieustannie mi wytykają. Podobno najbardziej się objawia tym, że chodzę na kirgiski, ponoć to dowód niepodważalny na dziwne skłonności. Ja tam nie wiem. Zasadniczo cieszę się i kirgiskim i zimą, więc chyba jest dobrze.




W Kirgistanie podoba mi się to, że tutaj ludzie tak jakoś tej zimy strasznej nie przeżywają. Nikt nie lamentuje, że trochę śniegu spadło, w każdej gazecie nie piszą o zaskoczonych drogowcach, a ludzie w autobusach nie narzekają, że im za zimno. Życie się toczy. Przy minus dwudziestu na mojej ulicy dalej suszy się rozwieszone na kablu pranie, bo kto by się tam jakimś małym chłodem przejmował?




1 komentarz: