niedziela, 8 stycznia 2012

Dzień sto piąty


Po serii spektakularnych wtop w tym roku wreszcie jakieś pozytywy. Byłam w pracy. Dostałam z powrotem moje ulubione grupy. Tęskniłam za nimi, naprawdę. I naprawdę było mi miło, że oni tęsknili za mną, że jeden z nich specjalnie poprosił, żebym to ja miała z nim indywidualne zajęcia. Mam satysfakcję, nie ukrywam. Chociaż oczywiście, pewne rzeczy się nie zmieniają. Mój „ulubiony” uczeń wciąż mnie kocha, wciąż chce się ze mną ożenić i zrobić ze mnie muzułmankę. Niedoczekanie. Dzisiaj pierwszy raz po powrocie przypomniałam sobie tak dobitnie, jaki to jest specyficzny kraj.  Zapytałam jedną dziewczynę, o największe marzenie na przyszły rok. Odpowiedziała, że jedyną rzeczą, którą pragnie, jest to, żeby jej starsza siostra znalazła męża. Ma już bowiem dziewczyna (czy raczej – stara kobieta) lat 33. Kiedy poprosiłam dziewczynę, żeby mi to jakoś uzasadniła, spodziewałam się, że znowu usłyszę to samo – że kobieta bez męża nie może być szczęśliwa, że przecież trzeba mieć rodzinę, że inaczej nie można, że rodzice cierpią itp. Odpowiedź mnie jednak zaskoczyła. Otóż nieposiadanie męża (= dziewictwo, wiadomo) szkodzi zdrowiu. Z lekkim rumieńcem dziewczę stwierdziło, że przecież trzeba, że „te sprawy” i że generalnie siostrze hormony na mózg się rzuciły. Prawda to pewnie, ale się nie spodziewałam, że coś takiego tutaj usłyszę. Smutne to. Kobieta zapewne sukcesy na wielu polach osiąga, ale i tak jej nikt nie traktuje poważnie, bo – uwaga uwaga – nikt jej nie rucha. Sorry za wulgarność, ale czasami jestem w zbyt dużym szoku, żeby dbać o poprawność, styl i język. Ciężko być kobietą w tak patriarchalnym społeczeństwie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz