Mam mieszane uczucia, jeśli
chodzi o moją pracę. Czasem mam ochotę tę mroczną budę podpalić, a następnie
urządzić alkoholową orgię pośród zgliszczy. Albo pozabijać moich uczniów. Tak
jak wtedy, kiedy pięciu dwudziestoletnich ekstremistów zaczęło najeżdżać na
małą dziewczynkę, która ośmieliła się jednemu z nich przerwać. Jak mogła? Czy
nie wie, że jak mężczyzna przemawia, to kobieta słucha? No ale czego można się
po takiej spodziewać? Ma już 12 lat, a nie umie czytać Koranu. W końcu ojciec
Uzbek, nie ma się zatem czemu dziwić. Doprowadza mnie takie ględzenie do szału.
Na litość, to przecież jest talking club a nie medresa! Rzadko mi się zdarza tak
otwarcie denerwować na moich uczniów, ale tym razem im oznajmiłam, że to są
moje zajęcia i ja ustalam zasady, się nie podoba, przychodzić jeden z drugim
nie musi.
Ale nie o tym miało być, tylko o
tym, że czasami tę pracę uwielbiam. Zdarzają się takie dni, kiedy wszystko
idzie świetnie. Szef mnie unika, człowiek, któremu powiedziałam, że myślę że
jest gejem nie próbuje wyprowadzić mnie z błędu starając się mnie poderwać na
tanie chwyty. No i dzieciaki – czasami są cudowne. Dzisiaj na przykład rozpływałam
się nad uroczym dziesięciolatkiem, który opisując 20letnią dziewczynę ze swojej
grupy, stwierdził, że jest stara. Uwielbiam to dziecko, naprawdę. Ostatnio na
gramatyce uczyli się, jak odczytywać godziny. Lena wytłumaczyła im różnicę
między zegarem cyfrowym a analogowym. Nurik jednak stwierdził, że to zbyt skomplikowane
i on zupełnie nie rozumie czym jest tan cały „anal clock”. Nie mogę Nurika nie
kochać, nie mogę.
Poza tym dzisiaj grałam z
dzieciakami w grę, w której przegrani dostawali różne kary (nazwali je
polishment zamiast punishment, cóż). Biegaliśmy, skakaliśmy i udawaliśmy
słonie. Popłakałam się ze śmiechu słuchając czternastolatka z mutacją
śpiewającego Adele. Zawodził tragicznie, ale była to kwestia honoru, bo koledzy
mu grozili, że jeśli nie zaśpiewa, to znaczy, że jest dziewczyną. Czasem w imię
wyższych celów trzeba się poświęcić. Na zakończenie dnia miałam jeszcze
chłopaka, który próbując wyjaśnić koleżance, czym jest tornado, poprosił ją,
żeby wyobraziła sobie wirujące krowy. Poza tym był jeszcze czterdziestolatek , który opowiadając o hobby swojej grupowej koleżanki (lat 15) stwierdził, że dziewczę
czyta regularnie Komsomołską Prawdę. Cosmo, Komso, można się pomylić, prawda.
Przyznaję zatem, niektórych moich
uczniów uwielbiam. Dopuszczam się przez to czynów haniebnych, bo z kilkoma z
nich się spotykam na gruncie zupełnie towarzyskim. Z jedną dziewczyną chodzę na
kawę, z drugą na zakupy, wygłupiam się z chłopakami (w końcu podarowali mi
okarynę oraz czytają bloga, jak mam ich nie uwielbiać). Na szczęście większość
z nich to już moi byli uczniowie, więc chyba to nic takiego strasznego,
przynajmniej taką mam nadzieję J
Dla tych, którzy tak pragną
zobaczyć moje nowe blond wcielenie a la kurczak, wrzucam zdjęcia z mojej
ostatniej nasiadówki z chłopakami, podczas której przy paleniu sziszy odkrywaliśmy
nowe zastosowania okaryny :D
Igor & Kurczak w tle sprawne oko obserwatora dostrzeże zieloną głowę teletubisia zakupionego na odpuście w Wojkowie |
Edit:
Było tutaj jeszcze zdjęcie mnie wydmuchującej tytoniowy dym przy pomocy rzeczonej okaryny, jednak Michał stwierdził, że wyglądam jakbym "paliła narkotyki", zatem w trosce o moją internetową reputację dokonałam autocenzury. Mam nadzieję, że żaden złośliwiec nie zrobił screena i nie wykorzysta go w przyszłości rujnując moją Wielką Karierę Zawodową, którą kiedyś na pewno zrobię.
wydmuchowanie dymu z sziszy przez okaryne... ze tez nigdy na to nie wpadlem!
OdpowiedzUsuń