poniedziałek, 13 lutego 2012

Dzień sto trzydziesty czwarty


Czy posiadanie szerokiej wiedzy ogólnej, jakiegoś elementarnego pojęcia o otaczającym nas świecie ma jeszcze jakieś znaczenie? Chyba jestem starej daty, bo uważam, że to bardzo ważne. Może przesadzam, nie wiem. Jest wielu ludzi, którym brak podstawowego rozeznania wcale nie przeszkadza, wielu rzeczy nie wiedzą i jakoś nie czują się z tego powodu zażenowani. Ja natomiast mam nieustanną ochotę dramatycznie sobie zakrzyknąć, że nie poznaję tego świata, że to nie jest miejsce które znam i w którym chcę żyć. Przykład z dzisiaj: zapytałam szesnastoletnią dziewczynę, gdzie chciałaby pojechać. Do Nowego Jorku, wiadomo. A w jakim to kraju? W Londynie. Z głębokiego szoku wyrwała mnie inna uczennica, która wyśmiała tę jakże błyskotliwą odpowiedź, stwierdzając, że nju jork to oczywiście w amerykańskich sztatach jest. Uff, jest nadzieja dla świata, pomyślałam. Przedwcześnie. To bardziej ogarnięte dziewczę także zapytałam o wymarzony cel podróży. Do Paryża by chciała. A w jakim to kraju? W Londynie. Nie mam słów.
W innej grupie miałam dzisiaj bitch fight jak się patrzy. Poszło o to, jakie miasto jest stolicą Turcji. Większość uparcie twierdziła, że Istambuł. Nawet się założyli o czekoladę i kazali mi rozstrzygnąć ten jakże dramatyczny spór. Powiedziałam im, że według mojej wiedzy stolicą Turcji jest Ankara, a żeby nie być gołosłowną pokazałam im odpowiedni artykuł z Wiki. Orzekli, że mam polski internet, na pewno nieaktualny, bo przecież każde dziecko kirgiskie wie, że stolicą Turcji był, jest i będzie Istambuł.

Ja w ramach swojej walki z ignorancją podjęłam kolejną próbę nauczenia się kirgiskiego. Tym razem się nie poddam, choćby mnie miało skręcić. Nauczę się tych wszystkich sufiksów, nie ma innej opcji. Moja nowa nauczycielka wydaję się lepsza od poprzedniej, obiecała, że nie będziemy rozmawiać o kołchoźnikach :]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz