czwartek, 9 lutego 2012

Dzień sto trzydziesty drugi


Ma 25 lat. Jest politologiem, niedawno skończyła jeden z lepszych uniwersytetów w kraju. Prawie pół roku temu przyjechała do Biszkeku z nadzieją na ciekawą pracę i życie trochę bardziej ekscytujące niż dotychczas. W domu zostawiła kochających rodziców i nieco szalonego, trzydziestoletniego brata.

Nie, to nie ja uległam dziwnej pokusie mówienia o sobie w trzeciej osobie. To opis Asel, mojej bardzo dobrej znajomej, do której od początku czułam sympatię ze względu na to właśnie podobieństwo życiorysów. Podobieństwo, które przy bliższym poznaniu okazało się tylko pozorne. Ja bowiem naprawdę mam ciekawą pracę i życie trochę bardziej ekscytujące niż dotychczas. Asel nie. Dlaczego? Bo nie otacza jej magiczna aura obcokrajowca? Bo pochodzi z małego miasteczka nad Issyk-kulem? Bo nie ma wysoko postawionych krewnych ani znajomych? Bo może trochę za bardzo ufa ludziom? Bo jej rodzina jest zbyt konserwatywna? Powodów są pewnie miliony, ale kiedy ktoś ma 25 lat i dopiero zaczyna dorosłe życie, to nie obchodzą go socjologiczne teorie, rodzinne uwarunkowania ani bzdurne wytłumaczenia dla brutalnie prostego faktu, że jednym się udaje, a innym nie. Asel, mimo swojej raczej delikatnej natury, jest zatem teraz poważnie wkurwiona. Ile w końcu można próbować? Cztery miesiące temu znalazła wreszcie pracę. Co prawda tylko jako ekspedientka w spożywczym, ale przynajmniej oferowali jej zapłatę, a nie „dwumiesięczny bezpłatny okres próbny” jak w poprzednich miejscach. Pensja okazała się jednak gorzej niż marna, mimo że trzeba było na nią pracować czternaście godzin na dobę, sześć dni w tygodniu oraz święta. Asel, umęczona do granic i z początkami depresji, rzuciła tę pracę. Przyniosło jej to tylko chwilową ulgę, bo znając diabelską naturę swojej szefowej, przeczuwała zbliżające się kłopoty. Miała rację. Najpierw okazało się, że sklep boryka się akurat z „przejściowymi trudnościami finansowymi” i nie wypłacą jej zaległej pensji. Potem szefowa, skądinąd księgowa z dziesięcioletnim stażem, stwierdziła, że coś jej „się nie zgadza”, że brakuje pieniędzy w kasie i jest to oczywiście wina Asel. Teraz dziewczyna ma „dlug” opiewający na kwotę 200 dolarów, czyli pewnie niewiele mniej od tego, co zarobiła przez te całe cztery miesiące. Pracowała nielegalnie, więc nie ma absolutnie żadnej szansy, żeby ktoś tu coś komuś udowodnił. Skończy się pewnie na tym, że po prostu przepadnie jej ostatnia pensja, marne grosze dla których tak się zaharowywała. Poważnie wkurwiona Asel podjęła zatem decyzję o wyjeździe do Dubaju, bo tutaj już chyba nic dobrego na nią nie czeka.

Boże, jak to dobrze, że jestem z Polski. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz