wtorek, 13 marca 2012

Dzień sto czterdziesty drugi


W Kirgistanie politycy już od kilku miesięcy głoszą przerażające proroctwo, że oto nadejdzie taki czas, że „zima nie będzie”. Z zasady politykom nie dowierzam, ale jednak miałam nadzieję, że tym razem może jednak będzie inaczej i że tej wiosny faktycznie zima nie będzie. Niestety, trzeba było nie ufać i nie cieszyć zanadto tym słońcem marcowym, bo ocieplenie najwyraźniej było, ale się skończyło. Teraz temperatura w porywach dochodzi do zera i pada śnieg z deszczem. Nie żebym narzekała, wszak mogło być minus czterdzieści, ale mimo wszystko z utęsknieniem czekam na aurę, która by mi dodała więcej energii, bo trochę przymieram. Co prawda w ramach budzenia się do życia wybrałam się nawet raz na poranny jogging, jednak bieganie po śniegu do żadna frajda. Zamiast tego urządzam sobie długie spacery – ten dzisiejszy był tak długi, że miałam wrażenie, że to już nie Biszkek, a Kazachstan. Oprócz niewątpliwych korzyści w postaci poznawania odległych i nieznanych zakamarków mojego nowego kraju oraz krajów sąsiednich, spacer dzisiejszy miał jeszcze jeden walor edukacyjny. Towarzyszył mi bowiem mój ulubiony (eks)student, którego jakimś cudem udało mi namówić na zmianę ról. Cierpliwie i powoli zatem przemawiał do mnie po rosyjsku, nie wyśmiewając się nawet za bardzo z mojego ukraińskiego akcentu.

Lekcja pierwsza: Co dokładnie znaczy wyrażenie „кому как”
T: - Zasadniczo różnym ludziom podobają się różne rzeczy, tak? Mnie na przykład podobają się psy, a tobie?
K: - Martwe psy?
T: - Nu, кому как ...


W obcym języku jednak dużo łatwiej zrobić z siebie debila niż we własnym. Zwłaszcza jak się jest przesadnie ambitnym. Ja na przykład bardzo chciałam sobie udowodnić, że nadążam za rozmową i palnęłam pierwsze co przyszło mi do głowy, a że dzisiaj widzieliśmy niestety zdechłego psa (który mi bardzo przypomniał o najgorszej stronie Rumunii), to jakoś tak chlapnęłam bez sensu. Kaś-dziwak: odcinek 37.

Poza tym coś jest chyba nie tak, skoro piszę o pogodzie i zdechłych psach. Cóż, los okazał się złośliwy – przez pierwsze pół roku działo się coś dosłownie codziennie, chyba tylko po to, żeby mnie przekonać do przedłużenia pobytu. A teraz nie dzieje się nic. Pewnie powinnam sama coś przedsięwziąć, z inicjatywą jakąś wyjść, albo co. If only I had an enemy bigger than my apathy I could have won. Ale tak dobrze to ni ma. No, byle do wiosny! 

3 komentarze:

  1. i znowu wygląd bloga się zmienia z nudów ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. teraz się lepiej czyta ;)
    a propos Rumunii, zbieram się, żeby w końcu отправить открытку księdzu Mateiowi :)

    OdpowiedzUsuń