Na pierwszy rzut oka wydawać by
się mogło, że hipster w Kirgistanie to gatunek równie rzadki i niespotykany jak
jak. Co prawda Biszkek to w końcu stolyca, więc od czasu do czasu można spotkać
jakiegoś osobnika reprezentującego styl zgoła odmienny od obowiązującej
powszechnie mody na outfity z bazaru. Żeby nie było, sama jestem wielką fanką
ciuchów z bazaru, przemieniam się ostatnio w istną królową kiczu i całkiem mnie
to raduje. Niemniej jednak czasem miło zobaczyć kogoś, kto wygląda i zachowuje
się trochę inaczej niż wszyscy.
Kiedy zatem dowiedziałam się o
spring party – tajemniczej imprezie, o której wiadomo było tylko tyle, że
trzeba na nią zdobyć wcześniej wejściówki – od razu wiedziałam, że to będzie
spęd hipsterów. Poza tym, że zapowiadało się „fajnie, alternatywnie, tajemniczo”,
nie wiedzieliśmy nic. W tym miejscu (stara fabryka na obrzeżach) nie był
jeszcze nikt z nas, a strona internetowa, na której wszystko miało być ładnie
opisane, zapraszała jedynie na ten tajemniczy event i życzyła udanego dnia
kobiet. Tak właśnie trafiłam na moje pierwsze prawdziwie hipsterskie party. Faceci
w obcisłych spodniach, laski w wersji wintydż. Alternatywna muzyka,
wegetariańska pizza, latte. Pudło z żywymi, malutkimi kurczakami i pętające się
pod nogami jagnię, czyli promocja idei zwanej online farming. Nie, nie chodzi o
wirtualne hodowanie świń w farmville. Przystojny pan odpowiedzialny za kurczaki
wszystko mi dokładnie wytłumaczył pięknym angielskim. Na imprezie zasadniczo
wszyscy mówili po angielsku, nawet ci, którzy się darmowym szampanem napruli
potrafili bełkotać z ładnym akcentem.
Zasadniczo ludzi bardzo mnie mile
zaskoczyli. Wcale nie byli nadęci, obojętni ani zdystansowani. Pod koniec
imprezy była loteria z nagrodami i wszyscy dosłownie wyrazili entuzjazm. Rozentuzjazmowany
tłum hipsterów szczerze podniecający się czymś tak masowym jak loteria, czyż to
nie jest piękne? Fajni są, tacy autentyczni i niezepsuci. Podczas rozmowy z
jednym z nich wyraziłam nawet zdziwienie, że tak dużo ich tutaj, a chłopak
autentycznie nie widział o co mi chodzi. Nie wiedział, czym jest hipster i
nawet słownik w jego blackberry nie znał takiego słowa. I to jest szczere, to
nie jest lans! Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
Oprócz ludzi najbardziej podobały
mi się oczywiście pokazy mody, bo wreszcie mogłam sobie popodziwiać porządne,
superwysokie buty, które nie ociekają złotem i nie oślepiają blaskiem cekinów.
Oczywiście niektóre kolekcje miały wartość tylko artystyczną (bo na paradowanie
w sukience z gazet w Kirgistanie jest trochę za zimno), ale niektóre były
naprawdę zachwycające i łatwo mogę sobie wyobrazić siebie lansującą się w nich
w lokalnych klubach. Zatem pewnie w najbliższym czasie wydam pół pensji na
sukienkę od młodej, obiecującej kirgiskiej projektantki. No, może ćwierć, bo
oczywiście okazało się, że jedna z moich koleżanek ową projektantkę zna, więc
już się umówiłyśmy na oglądanie i kupowanie ze zniżką.
Zanim jednak sobie sprawię ciuchy
designerskie, będę się lansować w bazarowych, które uwielbiam. Ostatnio nabyłam
drogą kupna fejkowe rej bany w kolorach flagi rosyjskiej (5 USD) oraz tunikę z
oślepiającymi cekinami układającymi się w postać gigantycznego królika (12
USD). Szkoda, że do tego zestawu nijak nie da się założyć mojego złotego paska
z trójwymiarowym Alem Pacino na klamrze. No, nie można mieć wszystkiego.
по-моему ten gościu z "Blackberry" tylko udawał!
OdpowiedzUsuńrajbanów zazdroszczę :D