Przyznaję, marnuję w internecie
mnóstwo czasu. Oprócz tradycyjnych zabaw na fejsie i nałogowego śledzenia
wiadomości mam w sieci jeszcze kilka ulubionych miejsc. Jednym z nich jest
wszechwiedzące forum, na którym znaleźć można odpowiedzi na wszystkie ważkie
pytania (mój faworyt: „czy należy rzucić faceta, jeśli ten nie ma w zwyczaju
gonić autobusu?”). Dzisiaj w tej skarbnicy mądrości życiowej odkryłam wątek o
systemie edukacji zawierający serię porad dla początkujących nauczycieli. Według
niektórych szacunek powinno się zdobywać tak:
Grunt to nie uśmiechać się do nich przez pierwsze pół roku,
nie opowiadać kawałów, ani nie śmiać się z ich dowcipów. Postawić trzy kapy na
dzień dobry i poczuć respekt w ich oczach. Po pół roku walnąć jakimś dowcipem,
który zrozumie pół klasy, a drugie pół poczuje, że przepaść jest wielka. Jak
cham wyjdzie z tekstem o penisach i seksie, z uśmiechem na twarzy użyć takich
samych słów i jeszcze chama ośmieszyć. Szacunek w stosunku do nauczyciela
gwarantowany do końca etapu edukacji.
Rozważam to w swym sercu i
szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie jest to jedyna słuszna metoda, bo jeśli
jest – biada moim uczniom. Co prawda z powodu mojego wyrazu twarzy (nie bez
przyczyny w liceum zwali mnie gburowatym metalem) uśmiecham się do tych małych
diabłów z rzadka, ale chętnie opowiadam im kawały i ciekawostki z mojego
kirgiskiego życia. Poza tym nie mogę się powstrzymać i nieustannie śmieję się z
nimi (dobra, czasem też z nich) jak szalona. Czasem miewam zupełnie
nieprofesjonalne ataki śmiechu, tak dramatyczne, że aż płaczę i muszę przerywać
zajęcia. Moja zbytnio rozwinięta wyobraźnia plus ich dziwne opowieści to
przepis na istną katastrofę. Mam trzy grupy, które dosłownie robią ze mną co
chcą. W jednej są małe, przesłodkie dzieciaki (czyżby instynkt mi uaktywnił? fuu),
w drugiej zafascynowane Koreą nastolatki, a w trzeciej lekko ekscentryczni
studenci. Uwielbiam ich! Chyba za bardzo lubię ludzi, żeby być nauczycielem. Czy
jednak grobowa cisza i supertwarde zasady to jedyna metoda? U mnie jest raczej
luźno – z maluszkami gram nieustannie w gry (dzisiaj się prawie na śmierć
pokłócili o to, kto ma być człowiekiem pająkiem), nastolatków nie wyśmiewam
zbyt okrutnie, kiedy chcą mnie przekonać, żebym za nich wyszła (you and me
together family tomorrow), a ze studentami rozmawiam o życiu i trochę daję się
czasem podpuszczać. Wczoraj się wygadałam o mojej nauce gry na komuzie i teraz
nie mam spokoju. Jedna dziewczyna z tej grupy ponoć gra naprawdę świetnie, więc
namawiają nas do grania razem na lekcji. Zawody niby, podobno taka tradycja w
Kirgistanie, znana w pewnych kręgach jako komuz bitch fight. Jakoś tego nie
widzę, ale cóż, dopóki jest szansa, że zachęci ich to do mówienia po angielsku
i nauki nowych słów, to może warto. To w sumie jedyna zasada u mnie na
zajęciach – ruski njet, kirgiski dżok. Jak za bardzo się wczuwają w rozmowy we
własnym języku, to grzecznie pytam po kirgisku, czy by na przykład nie chcieli
dostać kopa. Skuteczność stuprocentowa. Ech, i pomyśleć, że w mojej szkole
jestem znana jako „the most serious teacher”. Ciekawe, co reszta z nimi robi na
zajęciach, chyba lepiej nie wiedzieć.
Z resztą, tutaj chyba w ogóle
żadne zasady nie obowiązują, w końcu wszystko jest zupełnie spontaniczne (żeby
nie powiedzieć przypadkowe). Ostatnio mój szef zaproponował mi jakże uroczą
fuchę jurora w konkursie dla tłumaczy. Wszystko fajnie, szkoda tylko że
miałabym oceniać tłumaczenia z kirgiskiego na turecki. Szef twierdzi, że
kirgiski przecież znam (prawda, raz jak mnie wkurzył to mu powiedziałam z
ładnym akcentem, że ma się uspokoić), a turecki jest w sumie do kirgiskiego
bardzo podobny, więc na pewno sobie dam radę, a organizatorzy konkursu będą nam
bardzo wdzięczni, bo taki juror z zagranicy na pewno podniesie prestiż. Po raz
sto pięćdziesiąty dziewiąty ciśnie mi się na usta to samo pytanie: где я?
кутурба дзивка, ты в узбекистане. Или где ты там? :)
OdpowiedzUsuńМенби? узбекистандабы? Жок :D мен албетте Казакстанда жашайм!
OdpowiedzUsuń(кстати, мой кыргызкий уже лучши чем твой, в лицо :P)
"лучший", Kasia :P
Usuń"komuz bitch fight", muszę to zobaczyć! :D
Kasza, czyżby "the most serious teacher" przechodził jakiś emigrancki kryzys? :>