czwartek, 8 marca 2012

Dzień sto czterdziesty


W Polsce znany miłośnik praw kobiet Leszek Miller postuluje ustanowienie 8. marca dniem wolnym od pracy. W Kirgistanie to stare, sowieckie święto wciąż jest celebrowane i to z niebywałą wręcz pompą. Oficjalnie dniem wolnym jest tylko czwartek, ale jako że zamiłowanie Kirgizów do wszelkiego świętowania jest ogromne, to generalnie nie pracuje się aż do poniedziałku. Nie wygląda to tak, jak w Polsce, że każdy kombinuje ile wziąć urlopu i jak oszukać system tak, żeby mieć kolejny długi weekend. Tutaj mój szef sam wyszedł z założenia, że i tak żadni uczniowie w piątek ani w sobotę się nie pojawią, więc dał nam trzy dni wolnego. Chcąc nie chcąc zostałam zatem niejako zmuszona do świętowania, chociaż generalnie mam wrodzoną niechęć do wszelkiej pompy i przesady, której tutaj niestety uniknąć się nie da. W tamtym roku rumuński Martisor wydawał mi się trochę zbyt przaśny, ale to, co dzieje się tutaj jest istnym szaleństwem. Pocieszam się, że mogło być gorzej, tak jak na przykład w Turkmenistanie, jedynym chyba kraju, gdzie święto kobiet jest też świętem prezydenta. Swoją drogą zalinkowny artykuł zaczyna się ciekawie: „Za czasów ZSRR ósmy marca oznaczał prezenty dla kobiet i ostre picie”. Zaiste, chyba nic się nie zmieniło. W Biszkeku trwa właśnie orgiastyczny festiwal tulipanów i nadużywania alkoholu. Wczoraj wybraliśmy się do jakiegoś nowego klubu (lasery, dym, amerykańscy żołnierze, prostytutki, te sprawy), więc rozrywkowo-imprezowa część świętowania już za mną. Dzisiaj postanowiłam z wyjściami dać sobie spokój i korzystając z naprawdę wiosennej pogody udać się na samotny spacer. To, co zobaczyłam, pozostawiło mnie w stanie głębokiego szoku. Wszędzie pełno stoisk z tulipanami, cukierkami, czekoladą. Słodko do porzygu. Wszędzie przechadzające się pary. Dziewczęta obowiązkowo w szpilkach, pełnym makijażu i wyjściowych fryzurach. Do tego oczywiście w dłoniach kwiatki. Chłopcy też w wersji odświętnej – skórzane kurtki, okulary przeciwsłoneczne, żel na włosach. Czułam się zatem jak lump, bo uznałam, że nie będę szaleć, bo idę tylko na spacer więc nie ma sensu wskakiwać w najlepsze ciuchy. Zestaw na dziś to zatem długa kurtka w stylu bezdomnego, bluza z kapturem, dżinsy „krok w kolanach” i ubłocone buty (tak, koło naszego domu tradycyjnie nie ma chodnika). Jedynym elementem lansu były blond włosy (niestety sterczące pod jakimś dziwnym kątem) i żółte paznokcie (w prawej ręce lekko zdarte na skutek porannej gry na komuzie). Generalnie obraz nędzy, a mimo to (a może właśnie dlatego) nieustannie mnie mężczyźni zaczepiali i pozdrawiali radosnym „z praznikam!”. Bardzo to było swojskie i radosne, muszę przyznać. Oczywiście sielanka nie mogła trwać długo, bo oto oczywiście musiałam na tak zwanym mieście spotkać znajomych. Wszechświat to jednak złośliwy jest. Wylansuje się człowiek do klubu, ubierze nogę w szpilkę i nawet ryzykując wybicie oka makijaż oszałamiający zrobi, to się nic nie dzieje, absolutnie. A jak raz na ruski rok sobie pozwoli na pokazanie się światu w stroju mało wyjściowym, dodatkowo z licem umęczonym wczorajszymi laserami i dymami, to zawsze się ktoś napatoczy, no zawsze. Co prawda na szczęście znajomi płci męskiej, więc jest nadzieja, że są z tych co to by nawet nie zauważyli gdybym przyodziała worek po ziemniakach, ale dyskomfort jest. Dzień kobiet a ja taka niekobieca, biczuję się.
Na szczęście humor mi poprawiło plątanie się po głównym placu Biszkeku. Zazwyczaj w czwartkowe popołudnie to miejsce jest puste i robi trochę przygnębiające wrażenie z powodu nadmiaru betonu użytego przez sowieckich budowniczych. Dzisiaj jednak plac tętnił życiem i wypełnił się niezmierzoną ilością kiczu. Nie tylko kwiatki, różowa wata cukrowa i ludzie poprzebierani za gigantyczne maskotki. Były też dziesiątki chyba miejsc, w których można sobie było strzelić pamiątkową, świąteczną fotę. Jakieś takie chybotliwe instalacje, często przypominające jurty,  przyozdobione sztucznymi kwiatkami, flagami Kirgistanu, balonami i czym tam jeszcze. Można było sobie na takim wspaniałym tle stanąć i dać się sfotografować za drobną opłatą. Prawie się skusiłam, no ale jednak wygląd dzisiaj nie ten. 




W drodze powrotnej spotkała mnie kara za lekceważenie nieszczęść bliźnich. Czytając o historii napadu wietnamskiego przeżytego przez Bzima oczywiście się przejęłam, ale jednak chyba nie doceniłam powagi sytuacji skupiając się na elementach humorystycznych (słowa wykrzyczane w kierunku oddalającego się sprawcy oraz motyw gnijącej torby). Dzisiaj sama przeżyłam coś podobnego, choć oczywiście w skali nieporównywalnie mniejszej. Otóż kiedy wracałam sobie radośnie z mojego spaceru, podbiegł do mnie około dziesięcioletni chłopczyk i wyrwał mi z ręki półlitrową butelkę fanty, którą to nabyłam w ramach dogadzania sobie na dzień kobiet. Zupełnie mnie to zaskoczyło i nie zdając sobie chyba sprawy z tego, co czynię, i niczym Bzim wykrzyknęłam w jego kierunku „spierdalaj dziwko”. Potem natomiast strzeliłam facepalma, bo po pierwsze to w sumie chyba od straty dobra wartego około pięćdziesięciu amerykańskich centów nie zbiednieję, a nawet jeśli to i tak myślę, że nie godzi się w te słowa do małego chłopca. Po drugie to chyba powinnam sobie zrobić przerwę od internetu, bo mi się rzuca powoli na mózg.

Tak czy inaczej, udanego dnia kobiet J



2 komentarze:

  1. laska, co za tekst do dziecka!!!

    BTW mamy tutaj podobną stylistykę plakatów:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za tekst do dziecka? Twój wpływ panie :D

    OdpowiedzUsuń