W Polsce znany miłośnik praw
kobiet Leszek Miller postuluje ustanowienie 8. marca dniem wolnym od pracy. W
Kirgistanie to stare, sowieckie święto wciąż jest celebrowane i to z niebywałą
wręcz pompą. Oficjalnie dniem wolnym jest tylko czwartek, ale jako że zamiłowanie
Kirgizów do wszelkiego świętowania jest ogromne, to generalnie nie pracuje się
aż do poniedziałku. Nie wygląda to tak, jak w Polsce, że każdy kombinuje ile
wziąć urlopu i jak oszukać system tak, żeby mieć kolejny długi weekend. Tutaj mój
szef sam wyszedł z założenia, że i tak żadni uczniowie w piątek ani w sobotę
się nie pojawią, więc dał nam trzy dni wolnego. Chcąc nie chcąc zostałam zatem
niejako zmuszona do świętowania, chociaż generalnie mam wrodzoną niechęć do
wszelkiej pompy i przesady, której tutaj niestety uniknąć się nie da. W tamtym
roku rumuński Martisor wydawał mi się trochę zbyt przaśny, ale to, co dzieje
się tutaj jest istnym szaleństwem. Pocieszam się, że mogło być gorzej, tak jak
na przykład w Turkmenistanie, jedynym chyba kraju, gdzie święto
kobiet jest też świętem prezydenta. Swoją drogą zalinkowny artykuł zaczyna się
ciekawie: „Za czasów ZSRR ósmy marca oznaczał prezenty dla kobiet i ostre picie”.
Zaiste, chyba nic się nie zmieniło. W Biszkeku trwa właśnie orgiastyczny
festiwal tulipanów i nadużywania alkoholu. Wczoraj wybraliśmy się do jakiegoś
nowego klubu (lasery, dym, amerykańscy żołnierze, prostytutki, te sprawy), więc
rozrywkowo-imprezowa część świętowania już za mną. Dzisiaj postanowiłam z
wyjściami dać sobie spokój i korzystając z naprawdę wiosennej pogody udać się
na samotny spacer. To, co zobaczyłam, pozostawiło mnie w stanie głębokiego
szoku. Wszędzie pełno stoisk z tulipanami, cukierkami, czekoladą. Słodko do
porzygu. Wszędzie przechadzające się pary. Dziewczęta obowiązkowo w szpilkach,
pełnym makijażu i wyjściowych fryzurach. Do tego oczywiście w dłoniach kwiatki.
Chłopcy też w wersji odświętnej – skórzane kurtki, okulary przeciwsłoneczne,
żel na włosach. Czułam się zatem jak lump, bo uznałam, że nie będę szaleć, bo
idę tylko na spacer więc nie ma sensu wskakiwać w najlepsze ciuchy. Zestaw na
dziś to zatem długa kurtka w stylu bezdomnego, bluza z kapturem, dżinsy „krok w
kolanach” i ubłocone buty (tak, koło naszego domu tradycyjnie nie ma chodnika).
Jedynym elementem lansu były blond włosy (niestety sterczące pod jakimś dziwnym
kątem) i żółte paznokcie (w prawej ręce lekko zdarte na skutek porannej gry na
komuzie). Generalnie obraz nędzy, a mimo to (a może właśnie dlatego)
nieustannie mnie mężczyźni zaczepiali i pozdrawiali radosnym „z praznikam!”. Bardzo
to było swojskie i radosne, muszę przyznać. Oczywiście sielanka nie mogła trwać
długo, bo oto oczywiście musiałam na tak zwanym mieście spotkać znajomych. Wszechświat
to jednak złośliwy jest. Wylansuje się człowiek do klubu, ubierze nogę w szpilkę
i nawet ryzykując wybicie oka makijaż oszałamiający zrobi, to się nic nie
dzieje, absolutnie. A jak raz na ruski rok sobie pozwoli na pokazanie się
światu w stroju mało wyjściowym, dodatkowo z licem umęczonym wczorajszymi laserami
i dymami, to zawsze się ktoś napatoczy, no zawsze. Co prawda na szczęście
znajomi płci męskiej, więc jest nadzieja, że są z tych co to by nawet nie zauważyli
gdybym przyodziała worek po ziemniakach, ale dyskomfort jest. Dzień kobiet a ja
taka niekobieca, biczuję się.
Na szczęście humor mi poprawiło
plątanie się po głównym placu Biszkeku. Zazwyczaj w czwartkowe popołudnie to
miejsce jest puste i robi trochę przygnębiające wrażenie z powodu nadmiaru
betonu użytego przez sowieckich budowniczych. Dzisiaj jednak plac tętnił życiem
i wypełnił się niezmierzoną ilością kiczu. Nie tylko kwiatki, różowa wata
cukrowa i ludzie poprzebierani za gigantyczne maskotki. Były też dziesiątki chyba
miejsc, w których można sobie było strzelić pamiątkową, świąteczną fotę. Jakieś
takie chybotliwe instalacje, często przypominające jurty, przyozdobione sztucznymi kwiatkami, flagami
Kirgistanu, balonami i czym tam jeszcze. Można było sobie na takim wspaniałym
tle stanąć i dać się sfotografować za drobną opłatą. Prawie się skusiłam, no
ale jednak wygląd dzisiaj nie ten.
W drodze powrotnej spotkała mnie kara
za lekceważenie nieszczęść bliźnich. Czytając o historii napadu wietnamskiego
przeżytego przez Bzima oczywiście się przejęłam, ale jednak chyba nie doceniłam
powagi sytuacji skupiając się na elementach humorystycznych (słowa wykrzyczane w
kierunku oddalającego się sprawcy oraz motyw gnijącej torby). Dzisiaj sama
przeżyłam coś podobnego, choć oczywiście w skali nieporównywalnie mniejszej. Otóż
kiedy wracałam sobie radośnie z mojego spaceru, podbiegł do mnie około
dziesięcioletni chłopczyk i wyrwał mi z ręki półlitrową butelkę fanty, którą to
nabyłam w ramach dogadzania sobie na dzień kobiet. Zupełnie mnie to zaskoczyło
i nie zdając sobie chyba sprawy z tego, co czynię, i niczym Bzim wykrzyknęłam w
jego kierunku „spierdalaj dziwko”. Potem natomiast strzeliłam facepalma, bo po
pierwsze to w sumie chyba od straty dobra wartego około pięćdziesięciu
amerykańskich centów nie zbiednieję, a nawet jeśli to i tak myślę, że nie godzi
się w te słowa do małego chłopca. Po drugie to chyba powinnam sobie zrobić
przerwę od internetu, bo mi się rzuca powoli na mózg.
Tak czy inaczej, udanego dnia
kobiet J
laska, co za tekst do dziecka!!!
OdpowiedzUsuńBTW mamy tutaj podobną stylistykę plakatów:)
Co za tekst do dziecka? Twój wpływ panie :D
OdpowiedzUsuń