niedziela, 22 kwietnia 2012

Dzień sto czterdziesty ósmy



Wiosna w Biszkeku w pełni, tak gorąca jak najgorętsze polskie lato. Zadziwiający jest ten tutejszy klimat – ledwo miesiąc temu - podczas obchodów święta Nooruz - cieszyliśmy się pierwszym słonecznym dniem po upiornej zimie, a teraz nagle zrobiło się przerażająco ciepło. Aż nie mogę sobie wyobrazić, jak to będzie wyglądać w lipcu czy sierpniu. W sumie to jednak nie mam zamiaru oddawać się tej jakże polskiej rozrywce czyli narzekaniu na pogodę i zamiast tego cieszę się tym co jest, czyli pięknym słońcem, wygrzewaniu się całymi dniami w parku i jedzeniem lodów z budki w przejściu podziemnym. Chociaż z tym ostatnim bywa różnie. Ostatnio połączenie pod tytułem podejrzane lody z budki i mój nie zawsze idealny rosyjski zdecydowanie nie wyszło mi na dobre. Pani sprzedająca w ofercie miała zbyt dużo smaków i dodatków, kolejka się niecierpliwiła, ja jakoś nie mogłam zrozumieć co się dzieje, więc żeby nie przedłużać powiedziałam, że chcę dodatki takie jak u Aarona. Tak oto skończyłam jedząc lody o smaku arbuzowym posypane solonymi orzeszkami. Jeśli ktoś szuka sposobu na uniknięcie pracy czy szkoły to polecam, wymioty i rzeź układu pokarmowego gwarantowane. Generalnie jednak mogę powiedzieć, że po kilku miesiącach spędzonych w Azji Środkowej mój europejski, z natury nadwrażliwy żołądek się trochę zmutował i teraz mogę jeść różne dziwne rzeczy i nie następują po tym absolutnie żadne ekscesy. Zajadam się zatem chińskimi, pełnymi dziwnych grzybów sałatkami z bazaru, które popijam czymś w rodzaju słonego, gazowanego mleka, rozkosz! Od czasu do czasu jednak przekonuję się, że do Kirgizów mi daleko i wszystkiego przetrawić nie mogę. Dzisiaj na przykład z rana poległam w starciu z kumysem, dałam radę wypić tylko jeden łyk. Moi współlokatorzy twierdzą, że to po prostu słaba jakość, bo bazarowy, mętny płyn w butelce po fancie nie może być tak dobry jak komuz naturalny, pędzony gdzieś w górskich wioskach. Mnie natomiast zasadniczo odrzuca sama idea picia sfermentowanego mleka klaczy. Jednakże cieszę się, że spróbowałam, mimo że kolejny raz czuję, że niejako przegrałam z kirgiską kulturą. 

Zdobycze z mlecznej części bazaru: kajmak, kumyz i twaróg, wszystko oczywiście domowe i naturalne!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz