poniedziałek, 18 czerwca 2012

Dzień sto sześćdziesiąty czwarty


Oficjalnie stwierdzam, że zaczęło się odliczanie. Początki końca – straszne uczucie. Takie opuszczanie miejsca, w którym człowiek chociaż przez chwile poczuł się jak w domu ma w sobie coś niezdrowego i chyba z lekko masochistycznego. Wszak z własnej woli się tutaj wszyscy znaleźliśmy i wiedzieliśmy, że to tylko na trochę, a teraz i tak nie możemy się powstrzymać od tanich dramatów i niepotrzebnych banałów. Jak mówi Bzim, takie pożegnania to faktycznie trochę jak przygotowania do własnego pogrzebu, z tym że zamiast wizji życia po śmierci karmimy się marzeniami o lepszym losie w Europie, Stanach czy gdziekolwiek indziej. Niestety moje ostatnie trzy miesiące w Biszkeku zaczęły się dosyć dramatycznie od wielkiego kryzysu mieszkaniowego. Ekipa na melinie zaczęła się wykruszać i nagle okazało się, że dla niektórzy z nas przez te dziewięć miesięcy nie zdążyli się nawet nawzajem polubić i w efekcie zawisło nad nami widmo przeprowadzki. Przyznaję, po czterech latach w xxlatce i poczuciu bycia jedną wielką, lekko patologiczną rodziną, mam trochę zawyżone standardy, ale i tak jest mi się przykro i fakt, że nie udało nam się utworzyć wspólnoty odczytuję jako osobistą porażkę. Zasadniczo myślę, że powinnam mieć na to tradycyjnie wyjebane, ale jakoś mimo pracy nad sobą, wszelkie  próby przemienienia się w kold bicz skończyły się fiaskiem.
I’m a cynical bastard, I have to admit – but I’m an armchair cynic. I’m cynical about ideas and hopes and so on, abstract things that don’t affect me directly. Being cynical about things that have consequences is harder.
Cytowanie indyjskiego hipstera na pewno jest jednym z objawów kryzysu. Skończyły mi się wszystkie książki, a że czytać muszę, to zabieram się za wszystko co tylko uda mi się znaleźć w jakimś normalnym języku. Strasznie brakuje mi polskiego! W ogóle dziwna sprawa z tą tęsknotą za krajem i polskością. Przeżyłam to, że nie mogłam głosować w wyborach. Nawet cieszyłam się z drugich z rzędu urodzin spędzonych w zupełnie nowym miejscu. Nie załamałam się podczas dziwnie samotnej Wielkanocy. Kto by się spodziewał, że tak mnie rozstroją te durne mistrzostwa! Mecz Polska – Rosja oglądany w barze pełnym przepełnionych nostalgią sierot po Związku Radzieckim nie należał do przyjemnych. Maciej się starał bardzo krzycząc „Polska gola”, ale to jednak nie to samo co  być teraz we Wrocławiu, ponarzekać, że jakiś debil urządził strefę kibica w Rynku i współprzeżywać z ludźmi, którzy mogą poprawnie powiedzieć Błaszczykowski.
Żeby jednak nie było, że jest jakoś dramatycznie, są też pozytywy. W mieszkaniu raczej na pewno uda nam się zostać, więc nie osiągnę szczytu hipsterstwa jako bezdomny w Biszkeku. Meczu Polska – Czechy niestety w Kirgistanie nie pokazywali, jednak poruszeni tym faktem Marek i Radek (Jak nie pokazują, chuje!) zdali mi relację godną najlepszych wystąpień Szpakowskiego i Szaranowicza, dzwoniąc do mnie w środku nocy i jakże radośnie uciszając swoich kompanów – Cicho tam! Połączenie interkontynentalne mamy! Szkoda, że nie mogłam ich zobaczyć, może Radek rozrysowywał strategie niczym Gmoch? Jakby nie było, weekend był dosyć polski i niezmiernie poprawił mi humor. Blog wreszcie zaczął przynosić profity – Trzej Ludzie z Internetu nawiedzili mnie w Biszkeku i oprócz półrocznego zapasu żurawinowego kisielu (nie kiślu) przywieźli mi książki w języku ojczystym, co za radość! Poza tym siedzieli ze mną do rana i mówili do mnie po polsku (i trochę po poznańsku), co kolejny raz utwierdziło mnie w przekonaniu, że może i mogę się dogadać w pięciu językach obcych, ale kurde, nie ma to jak prawdziwy, nieprzetłumaczalny polski suchar! 

7 komentarzy:

  1. Kup sobie, Dobra Kobieto, czytałkę typu Kindle na lokalnym rynku i kupuj przez internet w Empiku i Gandalfie.
    Dopiero znalazłam Twój blog, a Ty już wyjeżdżasz, buu. I nie zdążę Cię nawiedzić w Biszkieku z polskimi książkami i kiełbasą, bo jadę tam dopiero za rok :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, ja jestem technologicznym zerem, ledwo ogarniam komorke i bloga, Kindle to za wiele :) Ale dzieki za rade :]
      Wbijaj do Biszkeku, juz niedlugo Polacy nie beda potrzebowac wiz wiec w ogole bedzie cud!

      Usuń
  2. Kołolsky nie zamulaj! Korzystaj z ostatnich chwil kirgiskiego hipsterowania! Na maksa! Wysil się nieco:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu! Jakie życie, taki rap - w nim zawarte jest wszystko!

    Ostatnio, po przeczytaniu któregoś z Twoich wpisów, śniło mi się, że byliśmy razem w Kazachstanie w mieście o nazwie Polock(wiem, wiem) i robiliśmy sobie zdjęcie na tle jakiejś 'baszni'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grzesiu, toz sen proroczy pewnikiem! Powiedz tylko gdzie i kiedy i jedziem, no!

      Usuń
    2. chesz Kasia. mam na imie Tanzila jestem tatarka z Biszkieku, dawni nic nie czytalam po polsku nawet myslalam ze zapomnialam go zupelnie, ale twoj blog jest bardzo latwo i ciekawe czytac

      Usuń
  4. dawno )) Nie przeczytalam jeszcze calego,czy poznalas jeszcze Polakow w Biszkieku? Tu nie tak za malo mowiacych po polsku. Przepraszam za pomylki, dawno juz nie pisalam po polsku nistety

    OdpowiedzUsuń