Oficjalnie
stwierdzam, że zaczęło się odliczanie. Początki końca – straszne uczucie. Takie
opuszczanie miejsca, w którym człowiek chociaż przez chwile poczuł się jak w
domu ma w sobie coś niezdrowego i chyba z lekko masochistycznego. Wszak z
własnej woli się tutaj wszyscy znaleźliśmy i wiedzieliśmy, że to tylko na
trochę, a teraz i tak nie możemy się powstrzymać od tanich dramatów i
niepotrzebnych banałów. Jak mówi Bzim, takie pożegnania to faktycznie trochę
jak przygotowania do własnego pogrzebu, z tym że zamiast wizji życia po śmierci
karmimy się marzeniami o lepszym losie w Europie, Stanach czy gdziekolwiek
indziej. Niestety moje ostatnie trzy miesiące w Biszkeku zaczęły się dosyć
dramatycznie od wielkiego kryzysu mieszkaniowego. Ekipa na melinie zaczęła się
wykruszać i nagle okazało się, że dla niektórzy z nas przez te dziewięć
miesięcy nie zdążyli się nawet nawzajem polubić i w efekcie zawisło nad nami
widmo przeprowadzki. Przyznaję, po czterech latach w xxlatce i poczuciu bycia
jedną wielką, lekko patologiczną rodziną, mam trochę zawyżone standardy, ale i
tak jest mi się przykro i fakt, że nie udało nam się utworzyć wspólnoty
odczytuję jako osobistą porażkę. Zasadniczo myślę, że powinnam mieć na to
tradycyjnie wyjebane, ale jakoś mimo pracy nad sobą, wszelkie próby przemienienia się w kold bicz skończyły się fiaskiem.
I’m a cynical bastard, I have to admit – but I’m an armchair cynic. I’m
cynical about ideas and hopes and so on, abstract things that don’t affect me
directly. Being cynical about things that have consequences is harder.
Cytowanie
indyjskiego hipstera na pewno jest jednym z objawów kryzysu. Skończyły mi się
wszystkie książki, a że czytać muszę, to zabieram się za wszystko co tylko uda
mi się znaleźć w jakimś normalnym języku. Strasznie brakuje mi polskiego! W
ogóle dziwna sprawa z tą tęsknotą za krajem i polskością. Przeżyłam to, że nie
mogłam głosować w wyborach. Nawet cieszyłam się z drugich z rzędu urodzin
spędzonych w zupełnie nowym miejscu. Nie załamałam się podczas dziwnie samotnej
Wielkanocy. Kto by się spodziewał, że tak mnie rozstroją te durne mistrzostwa!
Mecz Polska – Rosja oglądany w barze pełnym przepełnionych nostalgią sierot po
Związku Radzieckim nie należał do przyjemnych. Maciej się starał bardzo
krzycząc „Polska gola”, ale to jednak nie to samo co być teraz we Wrocławiu, ponarzekać, że jakiś
debil urządził strefę kibica w Rynku i współprzeżywać z ludźmi, którzy mogą
poprawnie powiedzieć Błaszczykowski.
Żeby
jednak nie było, że jest jakoś dramatycznie, są też pozytywy. W mieszkaniu
raczej na pewno uda nam się zostać, więc nie osiągnę szczytu hipsterstwa jako
bezdomny w Biszkeku. Meczu Polska – Czechy niestety w Kirgistanie nie
pokazywali, jednak poruszeni tym faktem Marek i Radek (Jak nie pokazują, chuje!) zdali mi relację godną najlepszych
wystąpień Szpakowskiego i Szaranowicza, dzwoniąc do mnie w środku nocy i jakże
radośnie uciszając swoich kompanów – Cicho
tam! Połączenie interkontynentalne mamy! Szkoda, że nie mogłam ich
zobaczyć, może Radek rozrysowywał strategie niczym Gmoch? Jakby nie było,
weekend był dosyć polski i niezmiernie poprawił mi humor. Blog wreszcie zaczął
przynosić profity – Trzej Ludzie z Internetu nawiedzili mnie w Biszkeku i
oprócz półrocznego zapasu żurawinowego kisielu (nie kiślu) przywieźli mi
książki w języku ojczystym, co za radość! Poza tym siedzieli ze mną do rana i
mówili do mnie po polsku (i trochę po poznańsku), co kolejny raz
utwierdziło mnie w przekonaniu, że może i mogę się dogadać w pięciu językach
obcych, ale kurde, nie ma to jak prawdziwy, nieprzetłumaczalny polski suchar!
Kup sobie, Dobra Kobieto, czytałkę typu Kindle na lokalnym rynku i kupuj przez internet w Empiku i Gandalfie.
OdpowiedzUsuńDopiero znalazłam Twój blog, a Ty już wyjeżdżasz, buu. I nie zdążę Cię nawiedzić w Biszkieku z polskimi książkami i kiełbasą, bo jadę tam dopiero za rok :(
Kurde, ja jestem technologicznym zerem, ledwo ogarniam komorke i bloga, Kindle to za wiele :) Ale dzieki za rade :]
UsuńWbijaj do Biszkeku, juz niedlugo Polacy nie beda potrzebowac wiz wiec w ogole bedzie cud!
Kołolsky nie zamulaj! Korzystaj z ostatnich chwil kirgiskiego hipsterowania! Na maksa! Wysil się nieco:P
OdpowiedzUsuńKasiu! Jakie życie, taki rap - w nim zawarte jest wszystko!
OdpowiedzUsuńOstatnio, po przeczytaniu któregoś z Twoich wpisów, śniło mi się, że byliśmy razem w Kazachstanie w mieście o nazwie Polock(wiem, wiem) i robiliśmy sobie zdjęcie na tle jakiejś 'baszni'.
Grzesiu, toz sen proroczy pewnikiem! Powiedz tylko gdzie i kiedy i jedziem, no!
Usuńchesz Kasia. mam na imie Tanzila jestem tatarka z Biszkieku, dawni nic nie czytalam po polsku nawet myslalam ze zapomnialam go zupelnie, ale twoj blog jest bardzo latwo i ciekawe czytac
Usuńdawno )) Nie przeczytalam jeszcze calego,czy poznalas jeszcze Polakow w Biszkieku? Tu nie tak za malo mowiacych po polsku. Przepraszam za pomylki, dawno juz nie pisalam po polsku nistety
OdpowiedzUsuń