środa, 6 czerwca 2012

Dzień sto pięćdziesiąty dziewiąty


Wszystkim tym, którzy nabijali się z mojej nauki kirgiskiego mówiąc, że to bez sensu, że lepiej ruski i w ogóle co to za masochizm i hipsteryzm uczyć się jakiegoś języka środkowoazjatyckiego oświadczam, że kirgiski jest przydatny! Dzisiaj na przykład poszłam walczyć o wizę i pan mi oświadczył po rosyjsku, że nie, że dopiero w poniedziałek albo i we wtorek i że absolutnie się nie da. No nie ma opcji. Prawie się poddałam, ale wpadła mi do głowy taka genialna myśl, że oto może zagadam po kirgisku.

- Mnie ta wiza potrzebna bardzo!
- O, mówisz po kirgisku?
- Nie bardzo dużo. Kirgiski jest trudny, ale tak czy inaczej się uczę. Potrzebna mi wiza, żeby tam wrócić.
- A co ci się podoba w Kirgistanie?
Tu się zacięłam mocno i zestresowałam, ale bardzo chciałam coś powiedzieć. Niestety pierwsze co mi przyszło do głowy było dosyć głupie:
- Jedzenie beszbarmaku.

Czasem widać mam więcej szczęścia niż rozumu, bo panowie się zaśmiali radośnie, powiedzieli, żem azamat  (po rusku: maladjec, nie da się tego przetłumaczyć na polski chyba) i koniec końców wiza będzie dzisiaj, ha! I jeszcze mi policzyli dolary po bardzo korzystnym kursie. Wniosek: warto się uczyć języków J
W nagrodę wybrałam się do fabryki słodyczy i zakupiłam sobie hipsterską czekoladę opakowaną w kazachską flagę, mmmm J

1 komentarz:

  1. hahaha! miszcz, miszcz.kg! :D

    co do czekolady, to KTO BOGATEMU ZABRONI!!!

    OdpowiedzUsuń