Szesnaście dni. Pięć tysięcy kilometrów. Pięćdziesiąt cztery godziny w
pociągach. Przejażdżki tirami. Przepełnione taksówki mknące przez pustkowia w
rytm uzbeckiego popu. Noclegi na
pustyniach, dworcach i u dobrych ludzi. Hektolitry wypitej herbaty i tony
zjedzonych arbuzów. Pachnące przyprawami bazary. Czterdziestostopniowe upały.
Chłodne noce spędzane na rozmowach z miejscowymi. Przytłaczający ogromnymi
konstrukcjami Taszkent. Pełne magicznie pięknych meczetów i medres Buchara i
Chiva. Wielbiona przez romantyków, mistyków i banitów Samarkanda. Buddyjskie
świątynie zagubione przy afgańskiej granicy. Uzbekistan - doprawdy zaskakujące miejsce.
Stay tuned. Relacja wkrótce!
Już zacieram ręce w oczekiwaniu na relację! Uzbekistan marzy mi się od jakichś 2 lat...
OdpowiedzUsuń