czwartek, 29 grudnia 2011

Dzień dziewięćdziesiąty ósmy


Wróciłam zatem. Weltschmerz trochę się utrzymuje, i raz po raz pojawia się w mojej głowie dramatyczne pytanie „jak żyć (panie premierze) ?” Walczę z tym. Jestem w Kirgistanie, jest nowy rok, wszystko będzie dobrze.
Sama podróż przebiegła strasznie spokojnie i normalnie. Coś chyba ze mną jest nie tak, bo czuję się rozczarowana. Jedyną atrakcją było to, że pani na lotnisku w Warszawie prawie wysłała mój bagaż do Uzbekistanu (Frunze… a tak! Taszkent! Nie? Przecież to blisko) Poza tym  żadnych przygód. Żadnych dramatów. Żadnych deportacji nawet! Celnik w Biszkeku patrzył na mnie trochę podejrzliwie, bo chyba zbyt nerwowo przełykałam ślinę (czyżby mu się skojarzyło z narkotykowym mułem?) ale po krótkim namyśle mnie wpuścił. Podróż zatem zapamiętam jako piętnaście godzin nudy. Miałam nadzieję, że sobie odbiję przy szukaniu taksówki, że się będę mogła potargować, może nawet, że się przejadę marszrutką o takiej barbarzyńskiej porze. Ale gdzie tam! Jeszcze nawet nie wyszłam z lotniska, kiedy zobaczyłam pana w liberii (!) trzymającego kartkę z moim nazwiskiem. No może nie dokładnie z moim, ale „Cas Cololsky” całkowicie mnie rozbroił. A potem się zdenerwowałam, bo zostałam potraktowana jak jakiś kompletny burżuj. Pan za mną wszystko nosił a potem wsadził mnie do taksówki, której kierowca znał już adres i w ogóle wszystko wiedział, więc nie dane mi było powiedzieć ani słowa. Nie chcę być takim obcokrajowcem, któremu wszystko poddane jest pod nos. Nie chcę żyć ponad stan, chcę żyć tak ci ludzie tutaj i najlepiej jak najmniej korzystać z udogodnień. Tak jak Terzani, któremu jakiś chiński mag przepowiedział, że zginie w katastrofie lotniczej. W obawie przed dramatyczną śmiercią dziennikarz na rok wyrzekł się samolotów i podróżował wyłącznie drogą lądową, co zaowocowało wspaniałymi refleksjami. Ja w sumie też bym tak chciała, być bliżej ludzi, bliżej jakichś dzikich miejsc. W sumie to chyba trochę mi się udaje, w końcu mieszkam w Kirgistanie, co dla niektórych jest równoznaczne z byciem niespełna rozumu J Ale chciałabym bardziej. Może mi się w głowie poprzewracało od czytania tego Terzaniego, Theroux i Kapuścińskiego, może to już nierealne żeby być podróżnikiem a nie turystą. Wciąż mam nadzieję, że się uda. Może powinnam uczynić to moim postanowieniem noworocznym, zamiast kolejny raz sobie wmawiać, że 1. wydorośleję ; 2. wyrzeknę się romansów tudzież znajdę męża ; 3. skończę z imprezami. Bo to pewnie wyjdzie mi tak jak zawsze.


1 komentarz:

  1. ja nie chcę się tłumaczyć z burżujskiego życia, ale chyba po pewnym czasie nie da się rady inaczej :P. Podróżnik i turysta a "mieszkaniec" to trzy różne światy :P

    OdpowiedzUsuń