Wróciłam zatem. Weltschmerz
trochę się utrzymuje, i raz po raz pojawia się w mojej głowie dramatyczne
pytanie „jak żyć (panie premierze) ?” Walczę z tym. Jestem w Kirgistanie, jest
nowy rok, wszystko będzie dobrze.
Sama podróż przebiegła strasznie
spokojnie i normalnie. Coś chyba ze mną jest nie tak, bo czuję się
rozczarowana. Jedyną atrakcją było to, że pani na lotnisku w Warszawie prawie
wysłała mój bagaż do Uzbekistanu (Frunze… a tak! Taszkent! Nie? Przecież to
blisko) Poza tym żadnych przygód.
Żadnych dramatów. Żadnych deportacji nawet! Celnik w Biszkeku patrzył na mnie
trochę podejrzliwie, bo chyba zbyt nerwowo przełykałam ślinę (czyżby mu się
skojarzyło z narkotykowym mułem?) ale po krótkim namyśle mnie wpuścił. Podróż
zatem zapamiętam jako piętnaście godzin nudy. Miałam nadzieję, że sobie odbiję
przy szukaniu taksówki, że się będę mogła potargować, może nawet, że się
przejadę marszrutką o takiej barbarzyńskiej porze. Ale gdzie tam! Jeszcze nawet
nie wyszłam z lotniska, kiedy zobaczyłam pana w liberii (!) trzymającego kartkę
z moim nazwiskiem. No może nie dokładnie z moim, ale „Cas Cololsky” całkowicie
mnie rozbroił. A potem się zdenerwowałam, bo zostałam potraktowana jak jakiś
kompletny burżuj. Pan za mną wszystko nosił a potem wsadził mnie do taksówki,
której kierowca znał już adres i w ogóle wszystko wiedział, więc nie dane mi
było powiedzieć ani słowa. Nie chcę być takim obcokrajowcem, któremu wszystko
poddane jest pod nos. Nie chcę żyć ponad stan, chcę żyć tak ci ludzie tutaj i
najlepiej jak najmniej korzystać z udogodnień. Tak jak Terzani, któremu jakiś
chiński mag przepowiedział, że zginie w katastrofie lotniczej. W obawie przed
dramatyczną śmiercią dziennikarz na rok wyrzekł się samolotów i podróżował
wyłącznie drogą lądową, co zaowocowało wspaniałymi refleksjami. Ja w sumie też
bym tak chciała, być bliżej ludzi, bliżej jakichś dzikich miejsc. W sumie to
chyba trochę mi się udaje, w końcu mieszkam w Kirgistanie, co dla niektórych
jest równoznaczne z byciem niespełna rozumu J Ale chciałabym
bardziej. Może mi się w głowie poprzewracało od czytania tego Terzaniego, Theroux
i Kapuścińskiego, może to już nierealne żeby być podróżnikiem a nie turystą. Wciąż
mam nadzieję, że się uda. Może powinnam uczynić to moim postanowieniem
noworocznym, zamiast kolejny raz sobie wmawiać, że 1. wydorośleję ; 2. wyrzeknę
się romansów tudzież znajdę męża ; 3. skończę z imprezami. Bo to pewnie wyjdzie
mi tak jak zawsze.
ja nie chcę się tłumaczyć z burżujskiego życia, ale chyba po pewnym czasie nie da się rady inaczej :P. Podróżnik i turysta a "mieszkaniec" to trzy różne światy :P
OdpowiedzUsuń