Dzisiaj kolejne podejście do mojego
„projektu”. Podjęliśmy próbę zbierania materiałów do kolejnego artykułu, nie
zakończyła się do końca sukcesem, ale zobaczymy, może coś z tego będzie. W
każdym razie nie będę zdradzać tematyki, ale opiszę przygody, które spotkały
nas po drodze.
Mieliśmy na dzisiaj umówione
spotkanie z pewnym Człowiekiem. Wczoraj wieczorem mieliśmy do niego zadzwonić,
żeby ustalić szczegóły, ale jak to w Kirigistanie bywa, Człowiek postanowił nas
zignorować i nie odbierać. Udało nam się z nim skontaktować dopiero po południu
i spontanicznie postanowiliśmy się do niego udać, mimo że lokalni nam
odradzali, bo późno i w ogóle. Ale my, jak to my, nie zraziliśmy się
okolicznościami. W końcu wyruszaliśmy z Biszkeku o 14, co się mogło stać? Okazuje
się, że mogło stać się wiele. Dwóch obcokrajowców jadących na wieś, może być
cieżko, zwłaszcza że dysponowaliśmy tylko odręcznie narysowaną schematyczna
mapą i musieliśmy tam dojechać dwiema
różnymi marszrutkami. Przesiadka poszła nam jednak zadziwiająco dobrze i to
chyba zmyliło naszą czujność. W drugiej marszrutce pogadaliśmy z kierowcą i
obiecał nam, że wysadzi nas w wiosce docelowej. Oczywiście uwierzyliśmy, zbyt
pochopnie. Wysiedliśmy zatem, cali zadowoleni z siebie i podekscytowani
czekającym nas spotkaniem. Było co prawda strasznie zimno, ale zgodnie z naszą „mapą”
droga nie powinna nam była zająć więcej niż kwadrans. W lewo, w prawo, potem
mijamy elektrownię, widzimy duży dom i oto jesteśmy u celu. Tak to wyglądało w
teorii. W praktyce jednak nic się nie zgadzało, a sama wioska wyglądała na
opustoszałą. I bardzo kirgiską. Napotkani ludzie mówili po rosyjsku mniej
więcej tak dobrze jak my, czyli prawie wcale. W końcu napotkana przy
samochodzie rodzina oświeciła nas i oznajmiła, że wioska której szukamy
oddalona jest o jakieś 15
kilometrów . Załamało nas to trochę i już prawie
zdecydowaliśmy się przyznać do porażki i wracać do domu. Wcześniej jednak
Niemiec poproszony został o pomoc w przenoszeniu worków z ziemniakami (full
spontan, wiadomo) i tak od słowa do słowa Pan Właściciel Worków zaproponował,
że nas zawiezie. Uradowaliśmy się nieziemsko, bo w sumie to była nasza jedyna
szansa. Radość nam jednak przeszła, kiedy Pan oznajmił ile za taką usługę chciałby
otrzymać pieniędzy. Kwota może nie jakaś zawrotna, przyznaję, ale o zasadę
chodzi. Zapłaciliśmy pięć razy więcej niż normalnie tylko dlatego, że byliśmy
zdesperowani. No cóż, sztuka wymaga poświęceń, wiadomo nie od dziś. W każdym
razie po długich trudach (w sumie około trzech godzin) udało nam się wreszcie
dotrzeć na miejsce. Wioska była naprawdę odludna i przecudowna. Robiło się już
ciemno, wszędzie pełno było śniegu ze śladami jakichś dziwnych zwierząt (może nawet
jaków?), w powietrzu krążyły ogromne ptaki. Mrok. Wyszedł po nas stary człowiek
o wyglądzie myśliwego i przeprowadził nas przez chaszcze, gąszcze i ukryte
bramy. W końcu dotarliśmy do ciepłego, pachnącego duszonym mięsem domu, pełnego
przepięknych starych ludzi i uroczych dzieci. Rozmowa była naprawdę ciekawa,
mimo iż nasi gospodarze po rosyjsku mówili z silnym kirgiskim akcentem i
naprawdę czasem ciężko było nadążyć za tym, co mówili. Mimo wszystko nić
porozumienia została nawiązana, w końcu trudno się nie zaprzyjaźnić siedząc na
dywanie, popijając hektolitry herbaty i jedząc domowy chleb. Kiedy
wyjeżdżaliśmy było już naprawdę bardzo ciemno, naprawdę cicho i naprawdę
odludnie. Pustka, głusza, śnieg i gwiazdy. Jednak wioski to zupełnie inny świat
niż Biszkek. Chyba w pewnym sensie są bardziej kirgiskie, na swój sposób
bardziej autentyczne. Kiedy wyjeżdżam za miasto, to naprawdę sobie uświadamiam
jak daleko jestem od domu, jakie to odległe miejsce. Trochę mnie ta pustka
przytłacza, bo uświadamia mi, że jestem w sumie bezradna, obca i bezbronna
tutaj. Pozwala mi to trochę nabrać
perspektywy, ale też przyprawia o jakieś poczucie zagubienia. W ogóle zima,
śnieg i pustka nieustannie przypomina mi o tej historii.
Sceneria jak z Hitchcocka!
OdpowiedzUsuńale o co chodzi? wywiadzik będzie?:D
OdpowiedzUsuńmrok jak na Allea Treasei z głową pajaca z McDonalda...:p i Tweetym;p