Wszystkim zaniepokojonym moim
stanem psychicznym spieszę oświadczyć, że bardzo dziękuję za troskę, ale nie
mam żadnego emigracyjnego kryzysu i nie targają mną jakieś szczególnie
dramatyczne wątpliwości na temat mojego miejsca we wszechświecie (a
przynajmniej nie bardziej dramatyczne niż zazwyczaj). Owszem, mam lekki spadek
nastroju, ale to raczej spowodowane jest czynnikiem tak przyziemnym jak pogoda.
W Kirgistanie bowiem wiosny nie widać, co mnie ogromnie smuci i nastraja moją
wrażliwą duszę niezwykle melancholijnie. I chyba nie tylko mnie, bo Polska
Partia Hipsterów (tak, istnieje coś takiego w rozhipsteryzowanej Polszy)
umieściła w necie kawałek ze Staffa okraszony jakże wybitnie hipsterskim
komentarzem:
O szyby deszcz dzwoni, deszcz
dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy,
niezmienny
Chuj że koniec zimy
Przyznaję, twórczość to niskich
bardzo lotów i może oburzać, gorszyć i oburzać co wrażliwszych, bo wszak Staff
wielkim poetą był. Niemniej jednak chodziło to za mną wczoraj cały dzień, kiedy
tak mokłam i mokłam i mokłam, a na zewnątrz robiło się coraz zimniej i
mroczniej. Dzisiaj to jednak już nieaktualne, bo zamiast jesieni zrobiła się
prawdziwa zima, a zawrotnej temperaturze (minus trzy) towarzyszą obfite opady
śniegu. Chyba się tej wiosny nie doczekam.
Lekko przygnębiona tą
niesprzyjającą aurą postanowiłam zastosować zaiste kobiecy sposób na poprawę
nastroju i wybrałam się do fryzjera (nowa wersja mnie miała być ruda w stylu
Gosa, wyszła ruda w stylu Joli :D). Nie na próżno jednak poświęciłam znaczną
część mojej młodości zgłębianiu wiedzy tajemnej na Wydziale Nauk Społecznych
(zwanym także Wydziałem Nauk Sporadycznych) i cały wypad potraktowałam jako
świetną okazję do bliższego zapoznania się z życiem społecznym Kirgistanu.
Salon o wdzięcznej nazwie elegant okazał się ku temu miejscem wprost idealnym. Właścicielka
owego przybytku, Andżela, wydała mi się małomiasteczkowym fryzjerskim typem
idealnym. Duża, zażywna, z długimi różowymi paznokciami, złotymi bransoletkami
i fantazyjnym kokiem. Oczywiście znała też wszystkie najnowsze plotki. Andżela
początkowo podchodziła do mnie nieufnie (wiadomo, obcy), jednak dosyć łatwo
udało mi się wkupić w jej łaski – wystarczyło w miarę ładnie przedstawić się po
rosyjsku, dorzucić parę zdań po kirgisku i od razu atmosfera stała się bardziej
swojska. Przyswoiłam zatem porcję nowości z dzielnicy (chłop zostawił żonę po
latach, bo ciągle mu rodziła córki zamiast upragnionego syna) oraz pogłębiłam
swoją wiedzę na temat mody i urody (zalety i wady makijażu permanentnego). W
reszcie pod koniec Andżela podzieliła się ze mną kilkoma refleksjami
dotyczącymi życia w Kirgistanie. I co się okazało? W Biszkeku brakuje siły
roboczej i bardzo ciężko znaleźć fryzjerkę czy manicurzystkę. Andżela co prawda
wymagania ma spore – jej pracownice muszą być nie tylko dobre w swoim fachu ale
także się odznaczać się znakomitą prezencją i manierami – w końcu nazwa „Elegant”
zobowiązuje. Słowem kandydatki muszą być co najmniej tak dobre jak dziewczyny,
które pracowały tutaj poprzednio. Co się z nimi stało? Oczywiście wyjechały.
Niby nic dziwnego, emigracja to w końcu zjawisko powszechne także w Polsce. Nie
zdziwiłabym się zatem wcale, gdyby okazało się, że dziewczyny w poszukiwaniu
szczęścia i dolarów udały się do Stanów czy chociażby Europy. Dla
środkowoazjatyckich fryzjerek american dream przegrywa zazwyczaj starcie z
biurokracją. Nie ma wizy, nie ma zielonej karty, nie ma Ameryki. Radzić sobie
jakoś jednak trzeba, więc dziewczyny musiały trochę zweryfikować marzenia i
wybrać inne destynacje. I tak, jedna została manicurzystką w amerykańskiej
bazie wojskowej w Afganistanie. Trochę może to i niebezpiecznie, ale wciąż
światowo no i płacą w dolarach). Druga natomiast wyjechała do Chin pracować jako
tancerka go-go. Na temat warunków pracy nic nie wiadomo, bo po dziewczynie
słuch zaginął. Według Andżeli warto jednak podjąć ryzyko mimo czyhających niebezpieczeństw, w końcu a nuż się poszczęści
i będzie człowiek zarabiał godnie? Towarzysząca mi Asel jest tego samego
zdania. Sama, po spłaceniu wszystkich swoich długów, postanowiła wyjechać. Przechodzi
właśnie wieloetapowy proces rekrutacyjny na stanowisko pomocnicy (służącej?) w
parku wodnym w Dubaju. Swoje szanse ocenia jednak raczej sceptycznie, bo
konkurencja spora. Wiele dziewczyn i kobiet ubiegających się o tę jakże
atrakcyjną posadę (praca sześć dni w tygodniu po dwanaście godzin, kontrakt co
najmniej na trzy lata) zna świetnie języki (angielski, francuski, arabski, turecki),
niektóre z nich studiowały w Anglii czy w Stanach. Takie czasy, trzeba przejść
casting, żeby zostać niewolnikiem.
Wizyta w salonie fryzjerskim
Andżeli zdecydowanie uleczyła mnie z narzekania na pracę.
Pokaż nową fryzurę!
OdpowiedzUsuńa fota gdzie? zwłaszcza, że w stylu Joli :D
OdpowiedzUsuńA w Hiszpanii - w Madrycie wstrętna mżawka, koło Alicante podtopienia, a na południu w Andaluzji - ŚNIEG!
masakra!