Ciemno
już, a my – niczym dwoje zapomnianych przez wszechświat bezdomnych - leżymy na
długiej parkowej ławce i wpatrując się w gwiazdy ledwo widoczne wśród gęstych
drzew rozmawiamy o życiu. O poszukiwaniach środkowoazjatyckiej tożsamości i o
europejskiej utracie sensów i wartości. Wreszcie o Ameryce, która – tak jak
większości młodych, rozczarowanych własnym krajem Kirgizów – jawi mu się jako
jedyna szansa na uwolnienie się od tego przytłaczającego poczucia beznadziei.
Na wzmiankę o Stanach zżymam się wewnętrznie i oburzam, ale tym razem nic nie
mówię. Do wyjazdu Macieja pozostało pięć dni, nie ma zatem sensu znów urządzać
tych gorących, zbytnio emocjonalnych dyskusji, które raz za razem przekonują
mnie, że wszystko, co wiem o świecie, wszystkie moje poglądy i idee są tak do
bólu europocentryczne, że okazują się cholernie nieprzydatne w tej dziwnej,
postradzieckiej rzeczywistości. Nic zatem nie odpowiadam i jeszcze przez chwilę
leżymy tak w ciszy, wsłuchując się w ostatnie dzisiaj nawoływanie muezzina do
modlitwy. Maciej podrywa się gwałtownie, siada i zbliża się do mnie z typowo
kirgiskim lekceważeniem dla mojej przestrzeni osobistej. Jest zbyt ciemno,
żebym mogła go dokładnie zobaczyć, ale doskonale mogę sobie wyobrazić jak
uważnie wpatruje się we mnie tymi swoimi płytko osadzonymi, mongolskimi oczyma.
Przeraża mnie czasem to spojrzenie, bo zupełnie irracjonalne mam wrażenie, że
wrzyna mi się w mózg poznając wszystkie myśli, zupełnie jakby któryś z jego
koczowniczych przodków był plemiennym szamanem. W końcu Maciej jak gdyby nic
oznajmia:
Wiesz, moja mam w tym
roku chorowała i nie udało jej się dużo zarobić w Moskwie. Przywiozła tylko
pięćset dolców. Dwieście zostawi sobie, trzysta da mnie, żebym jakoś przeżył w
Stanach. Wygląda na to, że to właśnie rozdzieliliśmy cały rodzinny majątek.
Trzysta dolców. Przez chwilę zastanawiam się, na co sama
ostatnio tyle wydałam i czuję się bezsensownie winna, za co zaraz sama się w
duchu ganię, bo wiem, że on nie mówi mi tego, żebym miała wyrzuty sumienia.
Takie są fakty. Znowu dopada mnie to dziwne uczucie, że pomimo tej całej
bliskości dzieli nas przepaść doświadczeń, przeszłości i przyszłości. Przepaść
której nie da się przegadać, przedyskutować, zasypać logicznymi argumentami. Bo
co też mogę powiedzieć? Że to bez sensu, ze świeżo zdobytym tytułem inżyniera wywalczonym na dobrym, tureckim uniwerku jechać do Stanów pracować jako nielegalny
robotnik budowlany? Maciej zapewne z typowym dla siebie dystansem
odpowiedziałby, że Meksykańce to podobno świetni kumple, zatem będzie przygoda
i dużo podrzędnej tequili. A tak naprawdę wiem, że jego zdaniem te wszystkie
demokratyzacje, walki z korupcją i równouprawnienia to w rzeczywistosic przywileje
dla bogatych, fanaberie, którymi zaprzątać sobie głowy mogą uniwersyteccy
idealiści, a nie dwudziestokilkuteni chłopak, który chciałby wybudować dom i
nie ma za co. Żeby nie było wątpliwości, on nie jest jakąś uciemiężoną,
załamaną ofiarą niesprawiedliwości społecznych nieustannie narzekającą na swój
los, tylko pełnym energii, radosnym chłopakiem. Wiem, że sobie w tych Stanach
poradzi, tak jak dał radę w Moskwie, gdzie przez kilka miesięcy pracował siedem
dni w tygodniu po 14 godzin dziennie, w przerwach między rozładowywaniem
kolejnych ciężarówek czytając książki żeby nie zwariować.
Powinnam pewnie teraz napisać, że ten prosty, zupełnie
nieeuropejski Maciej, wtargnąwszy w moje życie zmienił je nagle i doszczętnie,
udowadniając mi, że tkwiłam w będzie, niepotrzebnie straciłam tyle czasu i
energii czytając o tej bzdurnej i niepotrzebnej demokratyzacji oraz nauczył
mnie jak żyć pełnią życia bez pieniędzy. Niestety, z wiekiem rzeczy zamiast się
wyjaśniać wydają mi się coraz bardziej skomplikowane. Maciej, tak jak i z
resztą cała Azja Środkowa, zostawi mnie zatem z dramatycznym „nie wiem”
tłukącym się po mojej zmęczonej głowie. Mam tylko nadzieję, że ta niewiedza
przerodzi się w jakieś twórcze poszukiwania.
Czemu tak nic nie
mówisz, o co chodzi?
O nic.
Czuję jak znowu w ciemności wpatruje się we mnie tym swoim
wzrokiem stepowego czarownika i wiem, że rozumie, że jak chodzi o nic to owszystko.